Trochę trwało, zanim zabrałem się za reckę QCY T13x i muszę przyznać, że za jakąś część tego opóźnienia odpowiada obawa, jak ten model sprawdzi się na tle testowanej już na łamach offtech.pl rodzinki.
Pozwólcie, że przypomnę w telegraficznym skrócie, że:
- ArcBuds okazały się dobrze brzmiącymi TWSami, które tylko zastosowanymi materiałami zdradzały budżetowe korzenie (zobacz test QCY ArcBuds HT07),
- T17 udowodniły, że słuchawki dla sportowców wcale nie muszą być drogie, a i bez ANC można dać radę – o ile zapewni się „zatyczkowatą” konstrukcję z pasywnym tłumieniem (recenzja QCY T17),
- MeloBudsy świetnie łączyły ANC, aplikację i ciekawe brzmienie z klasyczną konstrukcją (test QCY MeloBuds ANC).
Wszystkie te modele łączyło jedno – niska cena i możliwości, które poza nią wykraczają. No właśnie – czy dopieszczone wizualnie T13x dotrzymają kroku pozostałym urządzeniom QCY?
Zapraszam na test!
QCY T13x: specyfikacja
- Łączność: Bluetooth 5.3
- Zasięg: do 10m
- Budowa: dokanałowe
- Średnica przetwornika: 7,2 mm
- Kodeki: SBC, AAC
- Wbudowane mikrofony do rozmów po Bluetooth – łącznie 4
- Czas pracy na jednym ładowaniu „pąków”: do 8 h muzyka, do 4 h rozmowy,
- Łączny czas pracy z etui: do 30 h
- Szybkie ładowanie: 10 minut ładowania = 1 godzina odsłuchu
- Obsługa Asystenta Google i Siri
- Tryb niskich opóźnień
- Wodoszczelność IPX5
- Dedykowana aplikacja
- Kolor: fioletowy
- W zestawie: przewód USB-C do USB-A, silikonowe nakładki 2x
- Waga: 4 g (jedna słuchawka)
- Cena w styczniu 2024 – około 119 zł w polskich sklepach
QCY T13x są ładne, dobrze wykonane i będą pasowały do wyposażenia damskiej torebki
Jak przystało na tę markę, słuchawki otrzymujemy w opakowaniu, które nie pozostawia wątpliwości, kto jest producentem. W zasadzie wszystkie TWS-y QCY od dłuższego czasu są oferowane w tych samych pudełeczkach, które delikatnie różnią się kolorystyką – no i nazwą modelu na froncie.
Wewnątrz też nie liczmy na luksusowe detale – w zwykłej, plastikowej wytłoczce znajdziemy słuchawki oraz etui, a pod nią 2 dodatkowe pary nakładek na „pąki” w różnych rozmiarach, krótką instrukcję i przewód USB->USB-C do ładowania.
O ile cała otoczka tego, w jaki sposób T13x są nam zaserwowane, zdradza cenę produktu, tak już same słuchawki – zwłaszcza etui – prezentują się naprawdę dobrze. Przede wszystkim mocny fiolet sprawia, że sprzęt wyróżnia się i przyciąga oczy, a lśniąca pokrywa wygląda naprawdę imponująco.
Etui w zasadzie przypomina małą puderniczkę i wcale się nie dziwię, że najbardziej zainteresuje przedstawicielki płci pięknej 🙂 Co ciekawe, jakość wykonania też pozytywnie zaskakuje – klapka pracuje z miękkim oporem, a całość nie wydaje niepokojących odgłosów i nie trzeszczy.
„Pąki” to klasyka w wydaniu QCY – są spore (zwłaszcza kopułka), ale wygodne i nie sprawiają problemu nawet podczas dłuższych odsłuchów. Urządzenie sprawnie odczytuje dotykowe komendy, które możemy spersonalizować w aplikacji – ale o tym w kolejnym akapicie.
Komfort użytkowania QCY T13x: wygoda, bateria, rozmowy, aplikacja
QCY mogą pochwalić się tradycyjną i wygodną konstrukcją – mamy tu sporą kopułkę skrywającą przetwornik oraz klasyczną „nóżkę” u dołu słuchawek. Silikonowe nakładki (3 rozmiary w zestawie) są solidne (choć niezbyt mięsiste) i pozwalają dopasować „pąki” do swojego ucha.
Podczas testów nie miałem problemów z dłuższym używaniem QCY, które nie powodują niepotrzebnych nacisków i są zaskakująco lekkie (4g jedna sztuka). Nie wypadają też podczas aktywności fizycznej i pod względem leżenia w uchu wszystko jest tu na swoim miejscu.
W zakresie czasu pracy producent deklaruje do 8h na jednym ładowaniu słuchawek i łącznie do 30 dzięki etui – w praktyce bez trudu osiągnąłem nieco ponad 6h pracy samych „pąków” i niewiele mniej niż obiecywane dzięki doładowaniom w etui.
Jakość rozmów jest dobra i słuchać, że zastosowane poczwórne mikrofony z redukcją szumu wiatru robią, co mogą – choć na jakieś spektakularne wyciszanie wiatru bym nie liczył.
Najlepszą robotę odwala tu aplikacja, która ma się czym pochwalić i pokazuje, że nawet budżetowe słuchawki mogą oferować opcje znane z droższych urządzeń.
Znajdziemy tu:
- okienko pop-up, które odpala się błyskawicznie tuż po wyjęciu „pąków” z etui (możemy dzięki niemu od razu przejść do szczegółowych ustawień i widzimy stan baterii),
- preinstalowane tryby ustawień equalizera oraz 10-pasmowy korektor do własnej zabawy,
- personalizację sterowania (możemy ustawić dla każdej słuchawki odrębne znaczenie pojedynczego, podwójnego i potrójnego tapnięcia – łącznie z regulacją głośności!),
- aktywujemy tryb gamingowy,
- przełączymy słuchawki w stan uśpienia,
- zaktualizujemy oprogramowanie.
Moim zdaniem to właśnie aplikacja jest czymś, co sprawi, że te słuchawki wyróżniają się na tle konkurencji – pozwala dostroić brzmienie i sterowanie do swoich preferencji i to w tak szerokim zakresie, jak modele wielokrotnie droższe.
Tak trzymać!
Jak brzmią QCY T13x?
QCY od dłuższego czasu zapracowały sobie na opinię pewniaka wśród tanich TWSów i tym razem jest podobnie: choć nie znajdziemy na pokładzie gęstych kodeków (mamy AAC i SBC – i warto pamiętać, że tryb niskich opóźnień z automatu ustala nam SBC), to i tak jest naprawdę nieźle, jeśli chodzi o brzmienie!
Zacznę od tego, czym T13x mnie zaskoczyły i co sprawiło, że je zapamiętam: otóż te niepozorne cenowo słuchawki bardzo dobrze poradziły sobie z odtwarzaniem starego rocka w rodzaju Miry Kubasińskiej czy The Stooges – a przy takiej muzyce (surowe brzmienie, proste instrumentarium, brak współczesnych sztuczek aranżacyjnych) wiele tanich modeli wykłada się po całości.
O dziwo bardziej ambitne, współczesne brzmienia w rodzaju solowych albumów Spiętego czy Nosowskiej też dają radę i nie miałem poczucia, że QCY okradają te płyty z ich oryginalnego sznytu. Owszem, pobiją je pod tym względem Jabry czy 1more za niespełna 300 zł, ale litości – te model QCY kosztuje niespełna 120 zł, a jak się postaramy, kupimy je za mniej, niż stówkę (choćby na Alle).
Co brzmi przeciętnie? No cóż – raczej z tych słuchawek nie będą mieli pociechy fani ekstremalnych form metalu (od Sznura przez Mayhem po Enslaved), ale nie za dobrze będzie również z Mercyful Fate i innymi, nie tkniętymi loudness war kapelami z lat 80-tych.
Trzeba pamiętać, że całkiem sporo wykrzesamy z korektora w aplikacji – choć preinstalowane sety są dość ordynarne, to w trybie domyślnym nie jest źle. Polecam jednak spędzić chwilkę przy strojeniu manualnym, gdzie mamy do dyspozycji 10 pasm i można wycisnąć z QCY naprawdę sporo 🙂
Przy standardowym strojeniu przeszkadzał mi troszkę bas – w kawałkach jak „Senny majak” Noskowskiej miałem wrażenie brodzenia w gęstej zupie dudniącego tła, z kolei „Gyroscope” The Dismemberment Plan potrafi zakłuć górą perkusji. Jednym słowem mamy tu klasyczny uśmiech Romana i bez wsparcia apki moja ocena byłaby gorsza.
Ale przypominam – mówmy o słuchawkach za nieco ponad 100 zł.
Czy warto kupić QCY T13x?
Mam ułatwione zadanie, bo wbrew pozorom podobnych słuchawek za około 100 zł zbyt wiele nie znajdziemy. QCY T13x świetnie wyglądają i wyróżniają się na tle konkurencji, są wygodne, zapewniają długi czas pracy, rozsądne brzmienie (które dostosujemy do swoich oczekiwań dzięki 10-pasmowemu korektorowi), precyzyjne i edytowalne sterowanie, a do tego dobrą jakość rozmów i szybkie ładowanie.
Doczekaliśmy czasów, kiedy nawet budżetowe konstrukcje pozwalają cieszyć się solidnym sprzętem z opcjami, które wcześniej były zarezerwowane dla droższych modeli.
Najzabawniejsze jednak jest to, że kiedy zastanawiałem się nad konkurencją z tej samej półki, którą mógłbym polecić jako ekwiwalent dla T13x, do głowy przyszły mi jedynie wspomniane na początku recenzji ArcBudsy, MeloBudsy i T13 w wersji ANC, które właśnie kończę testować.
Tak – wszystkie te modele to QCY.
QCY T13x: zalety
- elegancki design i świetny pomysł z kolorystyką,
- wygodna konstrukcja, dobre leżenie „pąków” w uchu,
- jak na cenę niezłe brzmienie – sporo można ugrać dzięki korektorowi z aplikacji,
- rozbudowane sterowanie z możliwością personalizacji,
- rozbudowana aplikacja,
- tryb gamingowy,
- stosunek cena-jakość.
QCY T13x: wady
- dla purystów nieco przekombinowane brzmienie,
- trzeba uważać na etui – łatwo się rysuje, zwłaszcza wierzchnia, błyszcząca część.