Przyznam, że nigdy nie końca nie zrozumiałem fenomenu Vinted: po co kolejny portal, który dubluje funkcjonalności OLX albo sprzedaży poprzez społecznościówki? Otóż okazało się, że to była całkiem zgrabna i opłacalna nisza, na którą rzuciły się chyba wszystkie szafiarki!
Vinted: zasady działania serwisu i zabezpieczenia
Zasady działania serwisu są chyba najprostsze z możliwych – rejestrujesz się, wrzucasz ogłoszenie z fotkami ciuchów i opisem, czekasz na klienta i cyk: pozbywasz się niepotrzebnych ciuchów z szafy! Do tego brak kosztów za umieszczenie ogłoszenia i bezpieczna przesyłka ogarniana przez Vinted – czy trzeba czegoś więcej?
Jest tam smaczek w postaci wstrzymania kasy przez serwis dotąd, aż kupujący nie potwierdzi, że przesłana rzecz jest zgodna z opisem. Dopiero wówczas możemy liczyć na środki, które pojawią się na naszym koncie: drobiazg, a zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Prosto, łatwo i przyjemnie – no, może poza koniecznością permanentnego targowania się z klientami, którzy koszulkę wystawioną za 10 zł chcą kupić za 6. Codzienność detalu 😉
Wszystko byłoby super, gdyby nie ostatnie doniesienia ze strony UOKiK!
Vinted: sprzedajesz używane ciuchy, gromadzisz środki, czas na wypłatę i … zonk!
UOKiK przyjrzał się uważnie skargom klientów Vinted i wniósł następujące zarzuty:
- brak jasnej informacji udzielonej we właściwym czasie, czyli najpóźniej przed podjęciem decyzji o pierwszej transakcji za pośrednictwem serwisu – dotyczy ewentualnego wezwania do skanu dokumentu potwierdzającego tożsamość,
- braku jasnej informacji dla konsumentów robiących zakupy w serwisie – dotyczy ukrycia opcji zrezygnowania z ochrony kupującego, która jest dodatkowo płatna (2,90 zł plus 5 proc. ceny kupowanego przedmiotu).
Mam wrażenie, że oba zarzuty są celne: nie każdy zdecydowałby się na założenie konta w serwisie, w którym trzeba będzie przesyłać np. skan dowodu osobistego po to, by móc wypłacić zarobione na sprzedaży pieniądze.
Sprawdź kalkulator kredytowy od UOKiK
Druga kwestia to już klasyka gatunku – firmy tak ukrywają możliwość zakupu bez dodatkowych opłat, że można ją odkryć jedynie przypadkiem. Zresztą, posłuchajcie co na ten temat wspomina UOKiK:
„W serwisie domyślnie ustawiona jest opcja zakupu z Ochroną Kupującego poprzez kliknięcie w przycisk „Kup teraz” – w takiej sytuacji opłata naliczana jest automatycznie i nie można z niej zrezygnować. Aby jej uniknąć, trzeba wcześniej wybrać przycisk „Zapytaj o przedmiot” i ustalić szczegóły zapłaty oraz wysyłki indywidualnie ze sprzedającym. Ta procedura nie jest jednak ani opisana w regulaminie, ani intuicyjna.”
Niezła ekwilibrystyka, prawda?
Za stosowanie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów grozi kara do 10% rocznego obrotu przedsiębiorcy.