Ciekawi, jakie argumenty ma Bosch, żebyś przesiadł się na (ich) e-rower? Ja turlam się ze śmiechu!

Bosch to marka, która w Polsce obrosła legendą i ma dotąd swoich wyznawców. Ile razy słyszeliście, że tylko niebieska seria elektronarzędzi jest OK, części eksploatacyjne do aut tylko Boscha, a AGD – no ba! Bosch jest tylko jeden!

I choć sam jestem antyprzykładem trwałości produktów niemieckiej firmy (przepływomierz, który kupiłem w autoryzowanym serwisie był uszkodzony, bateria we wkrętarce po roku nadaje się do pracy na 2 minuty a wycieraczki na przednią szybę po kilku tygodniach rozmazują tyko smugi), to mam też jakiś sentyment do renomy Boscha.

Tym bardziej mnie bawi, że tak potężna marka zabiera się do promocji elektromobilności w Polsce w tak groteskowy sposób! Rozumiem, że dziś wszyscy pragniemy sprzedawać i kupować poprzez historie, ale litości – niech te opowieści mają odrobinę sensu…

Bosch już wie, że za chwilę sprzedaż elektrycznych rowerów się podwoi. Wie też, komu to zawdzięczamy!

Bosch eBike Systems / fot. Bosch
Bosch eBike Systems / fot. Bosch

Nie od dziś marketing stoi na prognozach, analizach, wyliczeniach i próbach utrafienia w potrzeby chwili. Zwłaszcza te ostatnie są łakomym kąskiem, tym bardziej, że o ile pierwsze przywołane przez mnie czynniki są dość kapryśne, ale jednocześnie proste, tak potrzeby chwili, głównie te regulowane zarządzeniami na poziomie państw/wspólnot, bywają potężnymi grami interesów.

Od dawna słyszymy, że tradycyjna motoryzacja już nie ma przyszłości, bo odpowiada za skażenie środowiska. Tak, nie są winni posiadacze wielkich fabryk, koncerny samochodowe, czy wielkie fermy, ale ja i Ty, Drogi Czytelniku – bo używamy tych śmiercionośnych pojazdów i na dodatek niektórzy z nas mają czelność korzystać z nich w pojedynkę!

Część z efektów dostępności aut jest widoczna gołym okiem – korki i brak miejsc parkingowych stały się domeną nie tylko metropolii, ale i prowincjonalnych miasteczek, gdzie dziś dochodzi do turystyki w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego.

I znów zawiniliśmy, Drogi Pamiętniczku – tfu, Czytelniku! Nie deweloperzy, wciskający bloki gdzie tylko się da, nie włodarze miast i miasteczek, decydujący o ich rozplanowaniu (czytaj betonowaniu centrów i rozwoju wzwyż, a nie wszerz), a nawet nie producenci samochodów, przypadkowo sprzedających niemal same SUVy.

Wielu z nas pyta, co można zrobić z taką sytuacją, ba, są nawet pierwsi męczennicy nowej sprawy, gotowi ograniczyć swój ślad węglowy niemal do zera! Ale po co wywarzać otwarte drzwi – spróbujmy rzucić okiem na propozycję Boscha, który przy okazji, z pomocą pana Filipa Springera, promuje swoje rowery elektryczne!

Lubisz markę Bosch? Sprawdź Bosch wearables

Rower elektryczny Boscha lekarstwem na zatłoczone miasta. Tylko kto może sobie na to pozwolić?

Bosch eBike Systems / fot. Bosch
Bosch eBike Systems / fot. Bosch

Kiedy zapoznałem się z  informacją Boscha na temat nowych rowerów marki, byłem ciekaw, co to za urządzenia – no wiecie, moc, zasięg, masa, materiały, aplikacja itp.
Ktoś jednak uznał, że zamiast zarzucać odbiorcę danymi technicznymi, lepiej będzie pokazać zalety roweru z perspektywy jego użytkownika, którym w tym przypadku został wspomniany już Pan Filip.

I czegóż się dowiadujemy? Otóż bohater zdradza nam, że:

„Codziennie rano odwożę syna do szkoły na drugim brzegu Wisły. Czasami wsadzam go do cargo, a czasami jedzie na swoim rowerze. I to jest często najprzyjemniejsza część dnia. Jeździmy właściwie cały rok, tylko śnieg zalegający na drogach rowerowych może zmusić do rezygnacji z jazdy. Drugi powód to wygoda ­– wracając z tej szkoły robię podstawowe zakupy, czasem spotykam się z osobami, z którymi robię wspólne projekty a niekiedy zatrzymuję się gdzieś, żeby wypić szybką kawę i chwilę popracować. I jak sobie pomyślę, że przy załatwianiu każdej z tych spraw miałbym szukać miejsca do parkowania, to już mi się odechciewa. Trzecia rzecz to szybkość – rowerem można przez miasto przejechać szybciej”

Hmmm… mogę tylko pozazdrościć Panu Filipowi formy i ilości wolnego czasu, który może przeznaczyć na dojazdy rowerem. Nieco mniej zazdroszczę jego latorośli – bo skoro chłopak jest w stanie samodzielnie śmigać własnym rowerem do szkoły, to podróż w wózku tacinego roweru musi być dla niego dość dziwnym przeżyciem.

Dalej pada koronny argument, który sprawi, że wielu z Was z rozmarzeniem spojrzy na rowery Boscha i czym prędzej spróbuje sprzedać swojego małolitrażowego rzęcha w benzynie, żeby zamienić go na ebajka:

Przyszłość transportu w miastach na pewno nie jest przyszłością samochodów, a już na pewno nie samochodów osobowych. To się klimatycznie i ekologicznie nie spina. Rower może tu być znakomitą alternatywą. Tradycyjny dla tych, dla których nie jest to problemem, wspomagany elektryczny dla tych, którzy z racji obowiązków, wieku, stanu zdrowia, codziennych dystansów albo bagażu wymagają wspomagania. Nie zatruwa powietrza w mieście, zajmuje mniej miejsca, jest cichy”.

Znów mogę tylko pozazdrościć wielu talentów – poza wolnymi zawodami jeszcze szerokie i multidyscyplinarne zdolności analityczne, pozwalające wyprowadzić wniosek z całą pewnością, że coś się klimatycznie i ekologicznie nie spina! I to są słowa godne ekonomicznej nagrody Nobla!

Jeśli to was jeszcze nie przekonało, to mamy cios w samo serce niedowiarków elektromobilności: rowery są tańsze w naprawach niż samochody (choć kosztem zakupu też mogą przerazić, zwłaszcza tych, którzy plasują się poniżej słynnej średniej krajowej)! A jeśli wyposażymy je w ABS, to można będzie uniknąć 29% wypadków – niestety, komunikat prasowy nie precyzuje, czy wypadków pomiędzy ebajkami, czy z udziałem cięższego sprzętu, ani nie podaje źródła tych danych i metodologii ich powstania.

Ale jak tu nie wierzyć na słowo? W końcu mówi nam o tym sam producent i człowiek podpisany z imienia i nazwiska!

Aha. Danych technicznych rowerów naprawdę nie uświadczycie w komunikacie Boscha.

Serio.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE