Planujesz kupić tani smartwatch z pulsoksymetrem? Zaczekaj!

Pandemia wyzwoliła eksplozję smartwatchy i smartbandów, które mogą pochwalić się wbudowanym czujnikiem SpO2, czyli słynnym pulsoksymetrem, który tak zręcznie rozreklamował nasz minister zdrowia. Niestety, nawet wbudowany tego typu czujnik nie stanowi gwarancji, że nasze zdrowie będzie właściwie monitorowane i że ten pomiar realnie może nam coś zaoferować.

Amazfit Band 5: pomiar tlenu we krwi

Najpierw zastanówmy się przez chwilę: do czego potrzebujemy czujnika SpO2? Takie urządzenie powinno wskazać nam poziom natlenienia krwi, co będzie istotne z medycznego punktu widzenia podczas monitorowania czynności życiowych czy niewydolności oddechowej. W praktyce powinniśmy mieć nasycenie na poziomie około 95% (99% to rzadki wynik, osiągany w czasie tlenoterapii), a zagrożenie pojawi się, kiedy nasycenie spadnie poniżej 90%.

Czy na co dzień pulsoksymetr jest niezbędny? Otóż moim zdaniem … nie. Przede wszystkim jego wyniki nie odnoszą się do ilości tlenu w komórkach naszego organizmu, stąd w medycynie użytkowany jest do ciągłej kontroli pacjentów znajdujących się w poważnym stanie, zagrażającym życiu.

Ale jest też druga kwestia, o które niewiele osób pamięta. Otóż niemal każdy smartband/smartwatch, wyposażony w tę funkcję, nie potrafi przeprowadzać jej w sposób zautomatyzowany! Tak, oznacza to niestety, że musimy manualnie nakazać zegarkowi pomiar, co przekreśla jego użyteczność na przykład do monitorowania SpO2 w czasie snu.

Ta wada dotyczy nie tylko najtańszych urządzeń, takich jak Honor Band 5 czy recenzowany Amazfit Band 5 (zobacz test Amazfit Band 5) , ale też droższych, jak produkty Xiaomi czy Huawei (tu jednak trzeba oddać producentowi sprawiedliwość, bo pod koniec 2020 roku wprowadził pomiar natlenienia krwi w czasie snu dla GT2 Pro poprzez aktualizację). Na pewno za tę funkcjonalność chwalone są wysokie modele Garmina, które od dawna potrafią kontrolować SpO2 w czasie snu.

Obecnie automatyzacja pomiarów takich jak pomiar tlenu we krwi czy temperatura to domena droższych urządzeń – tańsze zaproponują nam jedynie pomiar na żądanie. Nie oszukujmy się – jak dotąd jedynie duże marki dopracowały tę funkcję pod względem oprogramowania (bo koszt samego czujnika jest znikomy i może być liczony w groszach) i to jest przyczyną dotychczasowej sytuacji.

Wygląda na to, że musimy jeszcze chwilę poczekać na wprowadzenie automatycznego, ciągłego pomiaru nasycenia krwi tlenem – wszystko jednak wskazuje na to, że to kwestia kilku najbliższych miesięcy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE