Mam dość straszenia: nawet Lidl mówi, żeby robić zapasy na niepewne czasy!

Ten temat męczył mnie od jakiegoś czasu i wybaczcie, ale będzie mowa o zagadnieniu z pogranicza marketingu oraz … zwykłego życia.

Od miesięcy słyszymy ciągle o kryzysach w kolejnych branżach, o inflacji, braku mleka, stali, nici dentystycznych i dobrze, że ławki patriotyczne mogą osłodzić pecha, że akurat nam przyszło mierzyć się z szaleństwami rynków po dekadach względnego spokoju.

O ile jeszcze mogę zrozumieć, że trąbi o wszelakich katastrofach i niedostatkach prasa, TV i redakcje newsowe – bo przecież z tego żyją – to dlaczego tyle marketów i dyskontów postanowiło chronić Polaków przed inflacją albo podpowiadać, co i kiedy kupować na trudne czasy, to już zwyczajnie nie mieści mi się w głowie.

Nie mam pojęcia, kiedy marketingowcy wpadli na szatańską ideę, że sprzedaż najlepiej podkręcić strachem: zobaczcie, co działo się kilka tygodni temu, kiedy w całym kraju zniknął cukier tylko po to, by wrócić o 50% drożej. I nagle okazało się, że zalega na sklepowych półkach…

Nie było cukru, teraz czas na „brak” podstawowych warzyw?

Marketing niepewności, a przy okazji „tanio już było”!

Zrób zapasy na niepewne czasy / screen z gazetki Lidla

W najnowszej gazetce promocyjnej Lidla sąsiadują ze sobą dwa światy i co najbardziej zabawne, każdy z nich jest przedstawiany tak, jakby był jedyny. Już tłumaczę, o co mi chodzi i podam kilka przykładów, które mnie po prostu rozbawiły:

  1. akcja charytatywna (bo jak inaczej określić sprzedaż poniżej kosztów, no chyba że w 2021 marże były dużo wyższe, niż się nam wydaje?) w postaci wielkiej obniżki cen mięsa pod hasłem „taniej niż we wrześniu 2021 roku” (strona 2),
  2. zrób zapasy na niepewne czasy – przeceny cebuli, ziemniaków czy marchwi (s.14 gazetki) – bo przecież możemy upchnąć po kilka worków warzyw w naszych komórkach lokatorskich czy na balkonach,
  3. zacznij oktoberfest od śniadania z bułką bawarską czy preclami na pierwszym planie (s.15) – bo jakoś trzeba zapomnieć o trudach wnoszenia worków z cebulą na 4 piętro,
  4. przekąś z nami (promo na chipsy, na sąsiedniej stronie nie zabrakło piwka do kompletu) na stronie 33,
  5. napoje na leśne wyprawy w supercenach (s. 34) – tu fanty i inne wynalazki, jakie mogą się nam przydać podczas zbierania chrustu, mirabelek czy szczawiu,
  6. śniadanie mistrzów do 40% taniej, gdzie kusi nas słoik czekoladowego smarowidła za 16 zł – mam nadzieję, że bez sugestii, żeby ożywiać nim smak zgromadzonych w mieszkaniu zapasów z punktu drugiego (s. 39)

Oczywiście podobne przykłady można wymieniać dalej, a tego typu rozdwojenie jaźni występuje także w reklamówkach konkurencyjnych sklepów i zasada jest prosta: z jednej strony złote rady i promocje na ciężkie czasy, z drugiej czarne dorsze, piwo i chipsy dla tych, którym może wcale źle się nie powodzi.

Czy tylko mnie irytuje to natrętne pomieszanie zatroskania o zaopatrzenie klientów w podstawowe produkty żywnościowe przy jednoczesnej promocji piwa, słodyczy i przekąsek na oktoberfest? Na jednej stronie gazetki widzisz ziemniaki i cebulę na niepewne czasy, a obok chipsy i coś mocniejszego (oczywiście też w promo!), tak jakby nikt nie widział w tym żadnego dysonansu.

Ja zaczynam mieć dość tej podwójnej narracji i chyba jednak wolę te gazetki reklamowe, które szczerzą się do mnie oktoberfestem w najpiękniejszym ze światów, niż podsuwają pomysły, jak poradzić sobie w kryzysie ekonomicznym.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE