Ultrasone Isar to pierwsze słuchawki bezprzewodowe cenionej marki, która w swoim portfolio stawia na urządzenia raczej przeznaczone dla wymagającego odbiorcy.
I choć tłumaczenie producenta, że wypuszczenie nausznej konstrukcji Bluetooth zajęło mu więcej czasu, niż konkurencji, może wydawać się kokieteryjne, to przy odsłuchu zaczynamy rozumieć, że mamy do czynienia z wyjątkowymi słuchawkami.
Sam nie trafiłbym, że to pierwsze bezprzewodówki marki, bo dojrzałością zestrojenia i komfortem użytkowania nie odstają od bardziej znanej konkurencji, takiej jak Sony, Philips czy Jabra, a do tego producent wprowadził tu własne rozwiązania, które realnie zmieniają wrażenia z odsłuchu!
Z tym większym żalem powiem od razu, że niestety, ale Isar (a przynajmniej egzemplarz, który dostałem do testów) nie stał się moim odkryciem tego roku, choć niewiele brakowało…
Gdyby tak jakości brzmienia i wygodzie towarzyszyła zbliżona jakość wykonania, to urządzenia byłoby warte swojej ceny (w połowie 2023 kosztuje 850 zł), a tak pozostaje mi ogromny niedosyt.
Ale po kolei!
Ultrasone Isar: specyfikacja
- Budowa: nauszne zamknięte
- Aktywna redukcja hałasu ANC do -40 dB
- Średnica przetwornika: 40 mm
- Czułość: 85 dB
- Technologia S-Logic: autorski dźwięk przestrzenny
- Pasmo przenoszenia słuchawek: 20-20 000 Hz
- Impedancja: 32 Ω
- Bluetooth 5.0
- Kodeki: SBC, AAC, aptX HD
- Sterowanie: dotykowe + przyciski, regulacja głośności/sterowanie kolejnością utworów gestami na nausznicy
- Składana konstrukcja + twarde etui
- Waga: 246 g
- Możliwość parowania z dwoma urządzeniami jednocześnie
- Wbudowany mikrofon
- Pojemność baterii: 900 mAh
- Czas ładowania: ok. 2h
- Maksymalny czas pracy: do 32 h (do 30 h z ANC)
Ultrasone Isar są ładne, kompaktowe, mają genialną powierzchnię panelu sterowania i słabiutkie ozdobniki!
Już samo opakowanie Isar zdradza nam, że mamy do czynienia z urządzeniem z aspiracjami. Słuchawki otrzymujemy w sporym, ale ascetycznie płaskim pudełku, które świetnie podkreśla kompaktowość całej konstrukcji.
Wewnątrz znajdziemy:
- twarde etui do przenoszenia słuchawek (sprawdza się bardzo dobrze, jest sztywne i niewielkie), zapinane na suwak,
- krótki przewód ładujący z końcówką USB-C,
- przewód minijack do tradycyjnego połączenia słuchawek,
- instrukcję w formie książeczki (brak języka polskiego).
Pierwszy kontakt z Isar to bardzo pozytywne zaskoczenie, przede wszystkim niewielkimi rozmiarami całości, wygodnym składaniem na płasko i do wewnątrz oraz … wspaniałym pomysłem na wykończenie zewnętrznej części nausznic skóropodbnym materiałem!
Takie rozwiązanie sprawia, że słuchawki nie tylko wyglądają ciekawie, ale komfort sterowania dotykowego jest na zupełnie innym poziomie, niż w przypadku „smyrania” palcem po plastiku – zastosowanie porowatej powierzchni genialne wpływa na rozpoznawanie komend i same gesty.
Pady i wyściółka pod pałąkiem są z ekoskóry, ale na tyle dobrej jakości, że nie odczuwałem dyskomfortu i ciepła przy dłuższym użytkowaniu. Pod nią znajdziemy piankę z efektem pamięci, sprawiającą, że mimo relatywnie niewielkiej przestrzeni wewnątrz nausznicy komfort noszenia jest wysoki.
Jakość wykonania jest dobra (z jednym wyjątkiem o którym za chwilę!) i słuchawki nie skrzypią/trzeszczą nawet przy ruchach głową.
Niestety, o ile główna konstrukcja jest wykonana z tworzyw wysokiej jakości (solidne plastiki, metalowa prowadnica wewnątrz pałąka, przyjemne ekoskóry, gumowane przyciski uzupełniające dotykowe sterowanie), tak czerwone ozdobne detale z logotypem firmy, jakie znajdziemy przy dolnych krawędziach obicia pałąka, z czasem samoczynnie odpadły!
Zrozumiałbym to łatwiej, gdyby jeszcze stało się to podczas noszenia słuchawek na głowie – ale nie. Po prostu co któreś otworzenie etui, w którym spoczywały nieużywane słuchawki, kończyło się wypadnięciem drobinki tego ozdobnika na podłogę 🙁
Ultrasone Isar: komfort użytkowania, sterowanie, rozmowy i czas pracy
Isar najbardziej kojarzą mi się z niższymi modelami słuchawek Sennheisera, które podobnie jak testowany egzemplarz są dość kompaktowe i nie dysponują dużą przestrzenią wewnątrz nausznic – przez to osoby o dużej głowie i uszach mogą odczuwać jakiś dyskomfort przez zwiększony nacisk pada na ucho.
O ile jednak narzekałem na słabe wykończenie detalu, tak samo użytkowanie i wygoda noszenia jest tu niemal wzorowa – rzecz jasna jak na wielkość i półkę cenową urządzenia.
Ultrasone zdecydował się na połączenie w tym modelu sterowania dotykowego i tradycyjnego. W praktyce taki zestaw sprawdza się świetnie: przyciski fizycznie wciskane są tylko trzy (włącznik, tryby ANC, Bluetooth) i w przeciwieństwie do wielu podobnych konstrukcji są spore, wyraźnie odseparowane i łatwo je wyczuć.
Na ogół używamy jednak przede wszystkim sterowania dotykowego, które zlokalizowano na prawej nausznicy. Jak już wspomniałem, wykończenie ekoskórą to kapitalny wybór, ponieważ komendy odczytywane są bez pomyłek, a dotyk takiej faktury zwyczajnie sprawia użytkownikowi o wiele większą przyjemność, niż twardego plastiku.
Ruch na nausznicy w pionie zwiększa/zmniejsza głośność, w poziomie przełącza utwory, tapnięcie wstrzymuje/aktywuje muzykę.
Słuchawki posiadają redukcję hałasów otoczenia ANC w technologii hybrydowej o mocy do -40 dB oraz tryb transparentny – oba sprawują się dobrze i nie mam do nich zastrzeżeń. Przede wszystkim żadne z nich nie zniekształca brzmienia, a gdybym miał porównać ich wydolność do konkurencji, to nie jest to poziom Sony WH, ale i tak jest solidnie.
Jakość rozmów stoi na wysokim poziomie i jest to solidny, bezpieczny średniak z aspiracjami. Nie zauważyłem żadnych problemów z łącznością i bez przeszkód da się rozmawiać poprzez słuchawki nawet kiedy zostawimy telefon w pokoju obok.
Czas pracy na jednym ładowaniu wynosił podczas testów niemal 30 h (głownie z ANC) i uważam, że to dobry rezultat.
Reasumując: gdyby nie wpadka z odpadającymi logotypami (jak to wyglądało zobaczycie w wersji wideo recenzji), uważałbym, że Ultrasone Isar to świetnie wykonane, wygodne i dopracowane pod względem komunikacji i izolacji hałasów słuchawki.
Jak grają słuchawki Ultrasone Isar? Brzmienie, które tuzów się nie boi!
Foo Fighters z premierowego „The Teacher” brzmi tu tak, że w ciągu kilku sekund rozpoznamy specyficzne brzmienie kapeli.
Poznawałem ten kawałek kilka razy i zawsze na innym sprzęcie prezentował inny charakter – było tak w przypadku Huawei (zobacz recenzję Huawei FreeBuds Pro 2), dokanałówek Earfun (w ogóle to mega pozytywne zaskoczenie, o którym niebawem opowiem), Technicsa (test Technics AZ60) czy w końcu niedrogiej Jabry (zobacz opinię o Jabra Elite 3 i innych podstawowych modelach serii).
W tak różnym towarzystwie Isar zabrzmiał mocno, ale potrafił na ogół okiełznać przedziwną konstrukcję tego utworu, który łączy w 10 minutowym kawałku różne gatunki muzyki, choć na pierwszym planie pozostaje nam coś w rodzaju neo grunge’u.
Chwilami jest tu dużo brudu, przesterów, dziwnych trzasków, wokalu oscylującego od melorecytacji po przeraźliwy krzyk i w tej mieszance Isar daje sobie radę, nie gubiąc zbyt wiele tła. Jednak jest to brzmienie wydobywające potęgę sekcji rytmicznej FF i głosu Grohla, więc osoby preferujące bardziej zrównoważone brzmienie mogą być nieco niepocieszone.
Właśnie to jest ten moment, kiedy złapałem się na myśli, że jednak brakuje mi w Ultrasone korektora, który pozwoliłby odrobinę rozjaśnić zestrojenie.
Za to spokojniejsze, bardziej jednostajne pod względem dynamiki indie rockowe brzmienie wczesnego Razorlight rodem z „In The Morning”, gdzie wszystko jest grzeczniej poukładane i harmonijne, choć wciąż pokazuje gitarową moc, jest tu bardzo angażujące i nie pojawia się to ciążenie w stronę niższych tonów, jak w „Teacher” FF.
Tak brzmiące Razorlight zachowuje rockowy sznyt, a jednocześnie jest lekko uwspółcześnione – to świetne połączenie.
A co z bardziej elektroniczną muzyką? Taki Administratorr Electro z „Dyniami” na Isarze genialnie przenosi klimat „Niekończącej się opowieści” na dyskotekowy parkiet. Super brzmią tu mieszanki gatunkowe rodem z L.U.C.a i albumu „Dialog 2” – szaleńcze gonitwy rapu z graniem na „żywych” instrumentach z bitowymi podkładami mają tu potężny przekaz, w którym jednak nie uronimy żadnego wypowiedzianego słowa.
Cudów jednak nie ma i Ultrasone magicznie nie sprawi, że nagle będzie dało się słuchać DOROTY z jej „Wolnym”. Pewnych rzeczy nie da się uratować …
Gdybym miał podsumować możliwości Ultrasone, to określiłbym je mianem słuchawek dla tych, którzy nie mogą żyć bez mocnej muzyki – i nieważne, czy będzie to techno, elektro, rap, rock czy metal – tu po prostu każda żywiołowa nuta brzmi w sposób, który nie pozwala usiedzieć w miejscu!
Nie mam pojęcia, na ile to zasługa radosnego zestrojenia samych Isarów, a ile w tym mocy S-Logic – nie ulega jednak wątpliwości, że dźwięk, który urządzenie generuje, jest bardziej przestrzenny niż zwykłe stereo. Od razu dopowiem, że nie jest to wirtualne cholerstwo rodem z tanich słuchawek gamingowych, na których muzyka brzmi tak, jakby miała służyć „rozrywce” w Klewkach.
Raczej porównałbym to z odsłuchem na monitorach bliskiego pola czy słuchawkach z potężnymi nausznicami, w których dźwięk ma gdzie krążyć i nabrać powietrza. Dzięki temu nawet ocieplone zestrojenie Ultrasone nie nabiera cech kocyka, przykrywającego całość pasma.
Czy warto kupić Ultrasone Isar?
Zanim przejdziemy do samych Isarów, musimy rzucić okiem na konkurencję, bo testowany model dość blisko zbliża się do bardziej znanych urządzeń, takich jak choćby:
- już nieco leciwe, ale ciągle lubiane Sony WH-1000XM3 (w połowie 2023 roku bez trudu kupimy je za jakieś 1000 zł),
- Jabry Elite 85h (około 800 zł),
- Philips Fidelio L3 (około 750 zł).
To tylko kilka przykładów, bez wchodzenia w nowsze modele topowych marek, ale nawet dzięki tym trzem urządzeniom zobaczymy, że wszystkie one posiadają aplikację, jakiej tak brakuje Ultrasone, aby dostosować brzmienie do swoich potrzeb.
Dziś w polskich sklepach za Isara zapłacimy dokładnie 850 zł i jest to na tyle bolesna półka cenowa, że trzeba konkurować w niej z urządzeniami znanymi i (ach, jak czekałem na użycie tego zwrotu!) lubianymi.
Ultrasone Isar pod względem brzmienia i komfortu dadzą się lubić nie mniej, niż Philipsy, Jabry czy Sony, ale nie mają aż tylu dodatkowych opcji, co konkurenci. A szkoda, bo jestem strasznie ciekaw, co by wyszło z tego modelu, gdyby np. połączyć go z apką z korektorem rodem z Jabry!
Reasumując: Isary to świetnie brzmiące słuchawki, które pod względem wygody użytkowania i dźwięku są warte swojej ceny.
Gdyby tylko producent poszedł bardziej z duchem czasu w kwestie związane z softem, a do tego miałbym więcej szczęścia do testowanego egzemplarza, który z czasem samoczynnie stracił ozdobne logotypy na pałąku, to bez mrugnięcia okiem dodałbym Ultrasone do wczesnej przywołanej trójki.
A tak pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że problem z jakością detali dotyczył tylko mojego urządzenia – być może uda mi się wypożyczyć drugi egzemplarz słuchawek, żeby się o tym przekonać.
Ultrasone Isar: zalety
- emocjonujący, angażujący dźwięk z potężnym basem i zaskakującą przestrzenią,
- genialny pomysł z pokryciem wierzchniej części nausznic skóropodobnym wykończeniem – dzięki temu sterowanie dotykowe to prawdziwa przyjemność,
- wygodna konstrukcja z przyjemnymi padami i grubą wyściółką pod pałąkiem,
- dobry czas pracy – około 30 h,
- składana konstrukcja i twarde etui do przenoszenia,
- multipoint – możliwość połączenia dwóch urządzeń jednocześnie,
Ultrasone Isar: wady
- ze względu na brak aplikacji (przede wszystkim przydałby się korektor) i starszą wersję Bluetooth cena mogłaby być nieco niższa,
- słaba jakość ozdobnego wykończenia w moim egzemplarzu – oba detale odpadły!