HUAWEI P60 Pro to według rankingu dxomark najlepszy smartfon fotograficzny świata. No, przynajmniej taki, który dał się poddać pomiarom w tym rankingu i dla tych osób, które ufają bardziej rankingom niż własnym oczom 😉
Wydawać by się mogło, że takie urządzenie jest skazane na sukces: przecież aparat i bateria to kombo, które pojawia się w zdecydowanej większości zapytań o to, jaki kupić telefon. Ale mam przeczucie, że coś tu do końca nie zagrało, bo promocyjna przedsprzedaż P60 Pro została właśnie przedłużona.
Hmmm, słówko „przedłużony” zabrzmi tu trochę dwuznacznie, zwłaszcza w kontekście dodatkowej promocji, którą Hua chce skusić domorosłych fanów mobilnej fotografii. Nie można jednak pominąć milczeniem drugiej akcji, w ramach której osoby wybierające najpotężniejszy fotosmartfon świata dostają Tindera Pro na pół roku!
HUAWEI P60 Pro ma właśnie swoje pięć minut, czy trzeba mu pomóc?
Jakiś czas temu miałem okazję testować Huawei P50 Pro, który do niedawna cieszył się podobną sławą, co jego nowszy odpowiednik. I chyba nadszedł czas, żeby przyznać się do recenzenckiej porażki, bo to pierwsze urządzenie, które … odpuściłem.
Zwróciłem go bez napisania tekstu, a jedyne, co przyszło mi do głowy i czym chyba w jakiś sposób chciałem wytłumaczyć się sam przed sobą, to nagranie krótkiej prezentacji możliwości urządzenia podczas nagrywania w słabych warunkach oświetleniowych (mieszanka nocy i mgły), który zobaczycie poniżej:
To właśnie po tej próbie postanowiłem pominąć test P50tki Pro, bo nie potrafiłem wykrzesać z siebie takiego zachwytu, jaki pojawiał się w większości recek. Jakość filmików w nocy była przeciętna, a drgania wideo wydawały mi się czymś nie do uwierzenia w sprzęcie za taką kasę.
Owszem, Huawei P50 Pro był pięknym telefonem, robiącym wysmakowane fotografie pryz dziennym świetle, ale wykładał się na filmach i podczas trudnych warunków. Jestem ciekaw, jak bez taryfy ulgowej radzi sobie jego następca i mam nadzieję, że lepiej!
Wracając do P60 Pro warto przypomnieć koszty: rekomendowana cena to 5499 zł za wersję 8 GB/256 GB oraz 6299 zł za wersję 12 GB/512 GB. Nie jest to mało, ale już przywykliśmy do tego, że flagowce odkleiły się od ziemi i bez sporej sakiewki nawet nie podchodź.
Tyle, że dziś sytuacja wcale nie jest za różowa nawet dla zamożnego klienta, skłonnego zapłacić około 5,5k za za telefon z 8GB RAMu i bez oficjalnego wsparcia Google … Tym bardziej, że mamy na rynku coraz więcej urządzeń, które – choć również z chińskim zapleczem – to zachwycają designem, niewielkimi rozmiarami, aparatem, obsługą GMS i konstrukcją, która niemal hipnotyzuje.
Mam na myśli świeżynkę w postaci Motorola razr 40 ultra, która w promocji na start (przy odkupie starego urządzenia za gwarantowany 1000 zł) będzie nas kosztowała 4499 zł.
I teraz można stanąć przed dylematem: klasyczny smartfon z gratisowym zegarkiem i Tinderem, ale bez oficjalnego Google, czy składak w niższej cenie, ale z pełnią potencjału do którego przywykliśmy na Androidzie i unikatowymi rozwiązaniami w zakresie foto, konstrukcji i konfigurowalnym zewnętrznym wyświetlaczem?
To oczywiście tylko przykład, ale pokazuje jedno: dziś piękno sztuki designu nie ma jednego domu, a rankingi rankingami, natomiast to, jak smartfon realnie zachowuje się w trudnych warunkach, to już inna historia.