Fani Kata: do słuchania! Roman Kostrzewski Tribute to nierówna płyta, ale …

Roman Kostrzewski Tribute to album mający upamiętnić Ojca polskiego metalu czy szerzej – muzyki niepokornej, idącej pod prąd i nie bojącej się eksperymentów. Od śmierci Romana minął rok i chciałbym podziękować artystom, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i przypomnieli tego jedynego w swoim rodzaju twórcę!

Roman Kostrzewski Tribute to totalnie nierówny album i chwała mu za to!

Ależ mi tego brakowało! Tego uczucia niepewności, które towarzyszy podczas odsłuchu składanki, po które nie do końca wiesz, czego się spodziewać. I choć pierwszy odbiór całego albumu nieźle dał mi popalić mieszanką stylów, umiejętności czy w końcu jakością poszczególnych nagrań, to przy kolejnym doceniłem tę cudowną mozaikę różnorodności, oddającej wpływ Kata i Kostrzewskiego na całe pokolenia twórców.

Najlepsze jest to, że znajdziemy w tym zbiorze zarówno fanów akademicko poukładanego pianina, jak i solidnego thrashowego łojenia czy w końcu … synthwave! Twórczość Kata miała potężny oddźwięk i choć ścieżki wykonawców z Tribute rzadko kiedy mają ze sobą coś wspólnego, to czuć w nich niepokorne korzenie i poszukiwanie własnych środków wyrazu.

Roman Kostrzewski Tribute to płyta, która może u starych wyjadaczy i maniaków wywołać sporą dezorientację i to też stało się moim udziałem. Bo obok mocarnych brzmień Tassacka i Okrutnika, nawiązujących do dziedzictwa Kata w całej dosłowności, sąsiadują reinterpretacje w stylu „Niewinności” Royale Punk czy „Życie – pyk, lufa – pyk” Jarega Nemo, wokalisty Synthetic Blast.

I muszę Wam powiedzieć wprost, że największe wrażenie na moim metalowym serduchu wywarły nie kanoniczne wykonania, ale właśnie te, które stanowią wariację na temat oryginału. Wspomniana już wersja Nemo mogłaby niemal wyjść spod skrzydeł Krzysztofa Lepiarczyka – mamy tu podobne klawiszowe pasaże, wyrazisty męski wokal przepojony melancholią i zdradzający solidne muzyczne wykształcenie oraz delikatne przeciągnięcie ballady Kostrzewskiego na stronę trochę popu, a trochę piosenki artystycznej.

I choć nie każdy fragment tej piosenki podoba mi się tak samo, to jestem pełen podziwu dla odwagi, jaka towarzyszy tej wersji – a przy okazji takie poukładane, przemyślane podejście sprawia, że w szpony Kata wpadną osoby dotąd nie mające pojęcia o polskim metalu.

Jeszcze ciekawiej jest przy Royale Punk, które z „Niewinności”, uwielbianej ballady Kata, stworzyły coś na kształt połączenia Daft Punka, elementów dark wave’u i … prawdziwego przeboju! To jeden z tych kawałków, jaki puścisz fanom alternatywy czy pokręconej elektroniki i masz jak w banku, że właśnie zaszczepiłeś w nich ziarno ciekawości w kwestii oryginału. Jeśli chwaliłem Nemo za odwagę, tak w przypadku Royale Punk zwyczajnie nie wiem, jak nazwać coś, co zrobili – to jakby ktoś zrobił pizzę z kisielu i dałoby się to zjeść.

Odrębny akapit należy się Nigra Necis za „Mordercę”, bo ten kawałek będzie dla mnie synonimem garażowego grania! Trzeba mieć niezłe jaja, żeby wypuścić nagranie rodem z toalety na dworcu PKS, zarejestrowane podsłuchem w długopisie. Jakkolwiek brzmi to jak brzmi, to ekipie chyba nikt nie odmówi zaangażowania, bo młócą i drą japę tak, jakby chcieli dokrzyczeć się do samego Romana.

Nie chcę psuć Wam zabawy w odkrywaniu tej płyty i lojalnie uprzedzam, że obok ciekawych reinterpretacji jest tu sporo paździerza rodem z MDKów. Ale nie mam zamiaru puszczać hejtu rodem z komentów pod albumem na You Tube, bo każda cegiełka w murze zbudowanym dla pamięci Romana Kostrzewskiego ma swoją wagę.

Każdy dał, co miał i jak umiał, po prostu.

Długo by mówić o tym albumie, bo choć nie brakuje tu po prostu solidnie odrobionych prac domowych, to znajdziecie też parę rodzynków. Ja wymieniłem swoje typy, a jakie są Wasze?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE