Wszystkie narkotyki świata to najnowszy singiel Myslovitz, w którym jako wokalista udziela się Mateusz Parzymięso.
I pal licho, że fani kapeli z Rojkiem nie mają zbyt wielkiego problemu z jego akceptacją (przejmowanie pałeczki po charyzmatycznym i oryginalnym liderze jest zawsze bolesne, a rzadko udane), bo ten dwoi się i troi – problem jest gdzie indziej!
Wszystkie narkotyki świata Myslovitz: trochę nostalgii, trochę melodii i iluzja Rojka
Zanim przejdziemy do „Wszystkich narkotyków świata” muszę przyznać, że nie jestem jakimś szczególnym fanem ani Myslovitz, ani Artura Rojka, choć doceniam ich rolę w historii polskiej muzyki i podejrzewam, że mamy do czynienia z artystami zmierzającymi do legendy.
Blisko 10 płyt, kilkanaście hiciorów, znanych połowie Polski i hipnotyczne koncerty, na których kapela pokazywała bardziej psychodeliczną stronę swojego charakteru – chyba tyle wystarczy, żeby wejść do kanonu polskiego rocka. Celowo pomijam całą otoczkę wokół składu zespołu i solowej kariery Rojka (czy jego działalności organizatorskiej, o której jakiś czas temu było głośno i to nie tylko w prasie plotkarskiej), bo Myslovitz to przede wszystkim piosenki.
Celowo używam tego określenia, choć początkowo odruchowo napisałem o muzyce. Jednak w przypadku tej kapeli nie da się mówić o utworach z pominięciem tekstów, bo to właśnie one stanowią o jego wyjątkowości! Pierwsze płyty chłopaków były często zarzucane epitetami o brit-popie po polsku i musiało minąć sporo czasu, żeby oderwać się od tej łatki.
Myslovitz miało swój własny styl, pełny niesamowitej melodyki i melancholii, spod której co jakiś czas wyzierały ostrzejsze tony gitarowego łojenia. Muzyka stanowiła jednolitą całość ze słowem, bo teksty utworów miały w sobie cudownie poetycką, a zarazem odważną wsobność, a przy tym … aż prosiły się o wspólne śpiewanie!
Kto nie nucił razem z Rojkiem „wieczorem przed mym domeeeem” albo „wieczorami chłopcy wychodzą na ulice”? Możecie się śmiać, ale to były kawałki prowokacyjnie dziwne, a jednocześnie tak wpadające w ucho, że z RMFów nie schodziły!
I teraz pojawiają się „Wszystkie narkotyki świata”, przez które zachciało mi się wyć. A wiecie dlaczego? Bo nie jest to zły kawałek – fajna melodyka, delikatny wokal, lekki ukłon w stronę melancholii są OK, ale mają w sobie tak nieznośny miks Rozenka i Feela z kilkoma nawiązaniami do „starego” Myslovitz, że aż mdli.
Tu w zasadzie przy pierwszym odsłuchu wiesz, co pojawi się za chwilę, instrumentarium jest poukładane do granic akademii, a styl śpiewania trąci autoparodią – za dużo popisów, pieszczenia i puszczania oka do fanów Rojka.
Jeśli tam ma wyglądać droga do powrotu tej – i piszę to zupełnie serio – wielkiej kapeli, to ja wysiadam.
Albo inaczej. Już wysiadłem: w 2012 roku.