Huawei MatePad Paper to jedno z tych urządzeń, które – choć samo w sobie nie przynosi rewolucji i nowej jakości – rozgrzało portale technologiczne, a przy okazji aktywowało wypowiedzi użytkowników e-booków, tabletów czy cudacznych notatników elektronicznych.
Tak, okazuje się, że każda z tych grup sprzętów ma zajadłych fanów, a do tego spora część z nich uważa, że to właśnie „ich” gadżety są najlepsze! To sytuacja analogiczna do słynnej historii o zakupie scyzoryka – wiesz, czego mniej więcej szukasz, dopóki nie wejdziesz na forum fanów takich nożyków, którzy od razu zaproponują Ci japońską stal za kilkaset złotych, mimo, że użyjesz jej okazjonalnie do otworzenia butelki z piwem 😉
Przyznam, że do czytania e-booków używam zwykłego, najtańszego Kindle, do komiksów (choć i tak wolę papierowe wersje) 10-calowego tabletu Huawei, a notatki sporządzane rysikiem jakoś nigdy mnie nie jarały, choć próbowałem ileś razy i zawsze, po kilkugodzinnym efekcie łał, wracałem do zestawu albo kartka i długopis, albo dyktowanie głosowe w notatkach Google 🙂
Nie mam pojęcia, czy to moje kompetencje cyfrowe po prostu nie dojrzały do tego, żeby na co dzień pracować na urządzeniach w stylu reMarkable, czy po prostu zadowala mnie analogowe pisanie i zwykłe Google Keep, ale podchodząc do testu Huawei MatePad Paper od razu założyłem, że raczej skupię się na nim jako czytniku.
I to był błąd, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że moje przewidywania nie sprawdziły się jedynie połowicznie!
Ale – po kolei 🙂
Huawei MatePad Paper: specyfikacja
- Procesor: HiSilicon KIRIN 820E (3 rdzenie, 2.22 GHz, A76 + 3 rdzenie, 1.84 GHz, A55)
- Układ graficzny: Mali-G57
- Pamięć RAM: 4 GB LPDDR4x
- Pamięć wbudowana: 64 GB
- Ekran E-Ink, 10,3″, 1872 x 1404 z wbudowanym oświetleniem
- Łączność: Wi-Fi 6 (802.11 a/b/g/n/ac/ax); Bluetooth
- Czujniki: akcelerometr, Halla
- Bateria litowo-polimerowa 3625 mAh, do 6 dni pracy
- System operacyjny: HarmonyOS 2
- Głośniki stereo i cztery mikrofony
- W zestawie: zasilacz, przewód USB-C, etui, rysik
- Wymiary: szer. 183 mm, wys. 225 mm, gr. 6,7 mm
- Waga: 360 g
Patrząc na specyfikację Papera można nie zauważyć, że jego cechą charakterystyczną jest właśnie zastosowanie „papierowe” ekranu. Dzieje się to z banalnej przyczyny: otóż parametry tego modelu są wcale niezłe, jak na zwykły tablet!
Mamy tu świeży (choć średniopółkowy) procesor, pochodzący z tego roku; szybką pamięć (swoją drogą 64 GB na zapełnienie książkami to aż nadto!); 4 GB pamięci RAM (na HarmonyOS 2 to co najmniej wystarczająco) i sensowną baterię, która według producenta wytrwa nawet do 6 dni (o tym, jak jest w realu, opowiem Wam za chwilę).
Od razu muszę poznęcać się nad kwestią braku czujnika oświetlenia czy regulacji jego barwy, które w e-papierze z tej klasy cenowej powinno występować niejako naturalnie (mają to sporo tańsze Kindle czy Onyxy).
Oczywiście królem, na którego będą się zwracały oczy wszystkich, jest zdecydowanie ekran – bo 10.3 cala z rozdzielczością 1872 x 1404 to górna półka, wspólna dla czytników, które kosztują około 2 000 zł (tańszy, kosztujący około 1500 zł, 7 calowy Kindle Oasis 3 ma rozdziałkę 1680 x 1264; POCKETBOOK InkPad X, kosztujący 1999 zł, przy 10.3 cala zachowuje 1872 x 1404; droższy ONYX Boox Note Air również ma te same parametry ekranu).
A teraz dodam tylko, że kosztujący podobnie do naszego bohatera Boox Note Air pracuje pod kontrolą Andka 10, ale na 3 GB RAM i leciwym Cortexie A72…
Na koniec mała ciekawostka – sklepy, takie jak Media Expert czy EURO, lokują MatePad Paper w zakładce czytniki ebooków, natomiast x-kom – w tabletach.
I co najciekawsze, to właśnie x-kom stawia na tablety tak samo, jak producent na swojej oficjalnej stronie 🙂
Huawei MatePad Paper: wygodna i dopracowana konstrukcja z jednym wyjątkiem
Urządzenie otrzymujemy w minimalistycznym opakowaniu, które skrywa nie tylko czytnik, ale też dedykowane etui, ładowarkę, przewód USB-C oraz rysik z zapasową końcówką – i właśnie ten ostatni jest kapitalnym dodatkiem, który pozwala wykorzystać potencjał MatePada!
Na pewno trzeba pochwalić Huawei za design i materiały, bo Paper to urządzenie premium na 100%. Choć mamy tu do czynienia z tworzywami sztucznymi, to są one naprawdę świetnej jakości, a brawa należą się komuś, kto wpadł na pomysł, by plecki i dłuższy, lewy bok czytnika (czyli ten dedykowany do jego trzymania w ręku) nie był gładki, a chropowaty i przypominał fakturą skórę.
Nie dość, że wygląda to świetnie, to jeszcze nawet długa nasiadówa z czytnikiem jest wygodna i nie powinniśmy mieć problemów z jego stabilnym trzymaniem.
Sam ekran jest idealnie płaski i tworzy jednolitą taflę z obramówkami – niby spada przez to ochrona wyświetlacza, ale za to komfort obsługi palcem czy rysikiem jest genialny. Rozdzielczość 1872 x 1404 przy 10.3 calach daje zagęszczenie pikseli na poziomie 227 ppi i w świecie e-papieru jest to wartość, jaka sprawia, że czcionki czy obraz są gładkie i nieposzarpane nawet w dużym powiększeniu.
Wrażenia produktu z wyższej klasy dopełnia metalowy rysik z charakterystycznym wyżłobieniem, wspomagającym magnetyczny zatrzask wzdłuż krawędzi czytnika – wystarczy zbliżyć go do jego obudowy, a sam „wpadnie” na swoje miejsce.
Siła magnesu jest na tyle duża, że rysik nie odpada od urządzenia przy byle poruszeniu i to w zupełności wystarcza co codziennego użytkowania – zwłaszcza, że w zestawie znajdziemy etui, mające chronić MatePada podczas transportu.
No właśnie, ale z etui mam pewien problem – bo to w zasadzie okładka, która nie trzyma tabletu żadnym zatrzaskiem, a jedynie opasuje jego dłuższe krawędzie. W wersji wideo recenzji zobaczycie, jak Paper potrafi łatwo się z niego wysunąć, bo dół i góra urządzenia nie są w ogóle zabezpieczone.
Z mojej perspektywy okładka jest funkcjonalna jedynie podczas przenoszenia zestawu w ręku/torbie/plecaku, a i to nie do końca. Na czas użytkowania Matepada etui musimy całkowicie odłożyć na bok, bo zwyczajnie będzie nam przeszkadzało.
Reasumując: Matepad Paper to cieniutkie, śliczne urządzenie, które może pochwalić się świetnym ekranem i rysikiem, będącym realnym uzupełnieniem jego możliwości. Przyzwyczajenia może wymagać jedynie etui, które ze względu na specyficzną konstrukcję nie zawsze jest w stanie spełniać swoje zadanie w 100%.
Huawei MatePad Paper: wrażenia z użytkowania
Matepad szybko reaguje na wybudzenie, choć trzeba powiedzieć wprost, że jeśli oczekujemy płynności tabletu, to nic z tych rzeczy, bo e-papier potrzebuje dosłownie pół sekundy na odświeżenie treści i to „zawahanie” widać gołym okiem. Musiałem zacząć od tej kwestii, bo to właśnie o szybkość pracy i reakcji ekranu pytali mnie wszyscy znajomi, którzy widzieli testowanego Huawei.
Na pewno nie jest to kwestia podzespołów, ale urody e-inka i trzeba do niej przywyknąć. Mam wrażenie, że ekran trochę lepiej radzi sobie w porównaniu do podstawowego Kindle (zwłaszcza z wybudzeniem z uśpienia), ale nie jest to jakaś dramatyczna przewaga.
Po uruchomieniu urządzenia zobaczymy ekran główny, na którym najwięcej miejsca zajmuje skrót do kalendarza, notatnik (z bezpośrednim wyborem ostatnich notatek), e-mail, książki Huawei.
Lewy margines przeznaczono na skróty do:
- naszego konta (tu muszę pochwalić Huawei za proste logowanie poprzez skan kodu QR – dla mnie to ułatwienie, bo korzystam na co dzień z P30 Pro),
- ekranu głównego, o którym wspomniałem na początku,
- notatek (tu już podgląd treści, podział na kategorie itp.),
- półki (znajdziemy tu nasze ebooki, pdf czy szerzej wgrane pliki od docx po xls),
- księgarni (sklep Huawei z książkami + bezpłatne z wolnej domeny),
- aplikacji (skróty do zainstalowanych apek),
- ustawień.
W aplikacjach zgrupowano:
- AppGallery,
- przeglądarkę,
- pliki,
- Cloud (5 GB bezpłatnego miejsca w chmurze),
- Menadżera tabletu,
- poradnik,
- kalendarz,
- e-mail,
- dyktafon,
- kalkulator,
- WPS Office,
- My Huawei.
Niestety, w AppGallery nie znajdziemy tego samego, co w wersji na „zwykły” tablet czy smartfon (sprawdź test Huawei Nova Y70, gdzie sprawdzamy możliwości AppGallery). Naliczyłem dosłownie 10 apek i choć nie zabrakło tu na przykład Legimi czy Empik, to zapomnijcie o wolności wyboru, jaką oferuje pełna wersja sklepu Huawei czy Google Play.
Przeglądarka zaoferuje namiastkę korzystania z dobrodziejstw Sieci, ale ja używałem jej w ostateczności – bo nawet proste strony w wersji mobilnej czy amp nie działają płynnie i odczujemy tu bolączkę e-papieru, który przymraża się na ułamek sekundy przy każdym scrollowaniu ekranu.
Jak to wygląda w praktyce, zobaczycie w przywoływanej już wersji wideo recenzji MatePad Paper 🙂
Ustawienia grupują funkcjonalności, jakie w dużej mierze znamy ze smartfonów marki, pracujących pod kontrolą Harmony OS i pozwalają na dostosowanie urządzenia do swoich potrzeb, połączenie z siecią Wi-Fi, ustawienia ekranu, dźwięków, powiadomień, ustawienie zabezpieczeń (nie zabrakło odcisku palca, który jednak nie działa tak płynnie, jak w telefonach Huawei) czy ułatwienia dostępu.
Tym, co mnie uwiodło w przypadku pracy na Paper, było połączenie czytnika ebooków świetnej jakości (szybka praca nawet na dużych – po 200 MB – skanach książek w pdf, piękne czcionki czy grafiki, zero szarpanych krawędzi) i notatnika!
Tego mi brakowało – czytam tekst, po czym nanoszę rysikiem własne notatki czy podkreślenia, a one zostają na swoim miejscu przy powrocie do danej strony. Świetna rzecz, dzięki której możemy pracować z tekstem w każdych warunkach.
Na koniec tego tematu chciałem dodać, że rozpoznawanie odręcznego pisma w moim wypadku działało przeciętnie:
Wgrałem do pamięci urządzenia kilka testowych plików: epub, pdf, docx, jpg, jfif, cbr i xlsx: z tego towarzystwa MatePad Paper bez doinstalowywania dodatkowych aplikacji nie poradził sobie jedynie z wyświetleniem komiksu w formacie cbr.
Powiększanie obrazów następuje szybko, choć można zauważyć skokowe renderowanie kolejnych rzutów. Bez problemu udostępnimy pliki przez BT, Wi-Fi Direct, e-mail, zapiszemy w chmurze, przerobimy format np. jpg na ppt. Łatwo edytować dokumenty wordowskie i wspiera nas tu precyzyjny dotyk rysika, pozwalający wstrzelić się w ułamku sekundy w dowolny fragment tekstu.
Czas pracy urządzenia również jest niezły, bo 2-3 h dziennie (ale nie tylko lektury ebooków, ale też sprawdzania neta, do tego stale włączone BT i Wi-Fi) daje finałowo 5 dni działania.
OK, możecie więc zapytać, skąd tytułowa klątwa gadżeciarza? O tym szerzej w ostatnim akapicie!
Czy warto kupić Huawei MatePad Paper?
Miałem sporo czasu, żeby polubić się z Paperem i o ile na początku trudno było mu wygryźć mojego dyżurnego, budżetowego Kindla, to po kilku dniach zorientowałem się, że zacząłem więcej czytać właśnie dzięki Huawei!
Już tłumaczę, dlaczego: otóż co jakiś czas na offie pojawiają się także recki książek (sprawdź Zabójcze aplikacje: recenzja niezwykłej książki nie tylko dla geeków!) i ze względu na ograniczone miejsce, w jakim mogę je przechowywać, preferuję pliki cyfrowe. Wyobraźcie sobie teraz, jak to nieporęczne: odpalona książka na Kindlu, obok papierowy notatnik i długopis, no i komu chce się tym żonglować…
Tego problemu nie ma na Huawei Matepad Paper, gdzie czy to pdf, czy epub, zakreślam i notuję bezpośrednio na czytanym tekście!
Do tego, jak to zwykle bywa, lepsze jest wrogiem dobrego i błyskawicznie przywykłem do dużego ekranu Matepada, a także do specyficznego chwytu (nie wiem dlaczego, ale bardziej przypomina trzymanie zwykłej książki), który był dla mnie bardziej naturalny i wygodny.
Ale trzeba powiedzieć wprost: nie są to takie cechy, które zrewolucjonizowały mój sposób lektury ebooków czy sporządzania notatek/korzystania z planera. To mały kroczek w kierunku luksusu drobnych cech, których komplet sprawia, że z Huawei korzysta się po prostu przyjemnie.
Jako, że kojarzę początki tradycyjnego AppGallery (pamiętacie, jak początkowo było tam pusto?), to jestem w stanie uwierzyć, że wersja na czytnik szybko zapełni się dodatkowymi apkami i wtedy otrzymamy mocny argument – bo sporo urządzeń konkurencji na Androidzie ma w podobnej cenie słabsze podzespoły, więc i kultura pracy będzie tam niższa.
Huawei Matepad Paper mógłby mieć też regulację barwy podświetlenia czy w końcu jego automatyzację, a do tego mocniejszą baterię – bo jak na czytnik to do 6 dni pracy nie jest czymś, co zwali nas z nóg.
I tu wraca do nas tytułowa klątwa gadżeciarza, bo choć testowane urządzenie ma rozmaite wady, to radocha z korzystania, jakość wykonania, świetny rysik i jego możliwości, kapitalny wyświetlacz i potencjał (pamiętajcie o Wi-Fi, BT, przeciętnej – ale obecnej – przeglądarce czy w końcu potencjale instalowania aplikacji) sprawiają, że … chciałbym je mieć.
Ale na razie zostaję przy Kindlu i papierowym notatniku.
Niżej znajdziecie wersję wideo recenzji Matepad Paper (przegląd menu, opcje, czytnik, przeglądarka itp.):
Huawei MatePad Paper: zalety
- świetny design i jakość wykonania,
- świetny ekran e-ink, któremu niestraszne nawet duże powiększenia czcionek,
- magnetyczny rysik o bardzo dobrej czułości,
- możliwość przeglądania neta, obsługi poczty, zadań, notatek,
- genialny ryb czytania z wprowadzaniem własnych notatek/podkreśleń w tekście, które są zapisywane,
- bogaty zestaw (rysik i etui na start).
Huawei MatePad Paper: wady
- za mało aplikacji w AppGallery (ale czuję, że to szybko może się zmienić),
- brak regulacji temperatury barwy ekranu i autoregulacji podświetlenia,
- czas pracy mógłby być lepszy,
- regularna cena 2399 zł nieco za wysoka (tu zdarzają się promocje i już dziś można go kupić za 1999 zł)
- responsywność jest słabsza, niż sugerują podzespoły, a przeglądarka Internetu potrafi przycinać.
Szukasz innych, ciekawych sprzętów tej marki? Sprawdź recenzję Huawei FreeBuds Pro 2, niezwykłych słuchawek True Wireless, które powstały we współpracy z Devialetem!