SoundCore Life Q35 to słuchawki, o których jest głośno w Sieci – i biorąc pod uwagę ich możliwości (LDAC, ANC, rozbudowana apka) oraz cenę (w trzecim kwartale 2022 roku zapłacimy za nie pomiędzy 500 a 600 zł, a trafiają się promocje za 450 zł!) nie ma się czemu dziwić 🙂
Sprawdzamy, jak tanie granie po LDAC sprawdza się w praktyce i czy ten model ma szansę konkurować z droższymi i bardziej doświadczonymi markami?
Za wypożyczenie słuchawek do recenzji dziękuję gorąco sklepowi easyuse.pl, gdzie można kupić Q35.
SoundCore Life Q35: specyfikacja
- Łączność: Bluetooth 5.0
- Budowa: nauszne, zamknięte, składane, nausznice z ekoskóry
- Aktywna redukcja hałasu ANC i tryb transparentny
- Średnica przetwornika: 40 mm
- Pasmo przenoszenia:16-40000 Hz
- Impedancja: 16 Ω
- Złącze: minijack 3,5 mm (możliwość pracy przewodowej) i USB typu-C (ładowanie)
- Zasięg: do 15 m
- Maksymalny czas pracy: do 60 h bez ANC, do 40 h z ANC
- Szybkie ładowanie: 5 min ładowania = 4h pracy
- Certyfikat Hi-Res Audio
- Obsługa kodeków SBC, AAC, LDAC
- Przyciski sterujące na nausznicach
- Możliwość prowadzenia rozmów głosowych Bluetooth
- Możliwość podłączenia dwóch urządzeń jednocześnie
- Dedykowana aplikacja
- W zestawie: przewód audio z wtykiem 3,5 mm, przewód USB typu C, etui do przenoszenia
Zacznijmy wyjątkowo od … ceny urządzenia – bo nawet pobieżny rzut oka na specyfikację mówi nam jasno, że Q35 może śmiało stawać w szranki z topowymi konstrukcjami, jak choćby świetne (i droższe o przynajmniej 400-500 zł) Technics EAH-A800.
W obu przypadkach mamy do czynienia z dźwiękiem certyfikowanym Hi-Res, obsługą LDAC, redukcją hałasu z trybem transparentnym czy w końcu z dedykowaną aplikacją, więc za co tak naprawdę płacimy? No właśnie – czyżby aż tyle kosztowała wyższa wersja Bluetooth czy lepszej jakości mikrofony?
Kończę stopniować napięcie i powiem od razu, że cała awantura cenowa staje się jasna, kiedy tylko weźmiemy oba modele do ręki czy na przykład spróbujemy w nich trochę dłużej porozmawiać.
Ale – po kolei!
SoundCore Life Q35 to fajny projekt, ale materiały zdradzają oszczędności
Life Q35 przychodzą do nas w pudle, które mogłoby równie dobrze skrywać sporo droższe słuchawki. Świetnie wrażenie robi ozdobne papierowe opakowanie, które musimy rozchylić, żeby dobrać się do samych słuchawek.
Zresztą same słuchawki ukryto w etui i to, choć może nie jest najwyższych lotów, zasługuje na docenienie! Przede wszystkim jest ono utwardzane (kłania się aspiracja do wyższej klasy) i nie ma co się bać o to, że uszkodzimy Q35 w transporcie. Do tego zostało wyposażone w dobrze pracujący zamek z metalową, gumowaną zawieszką, nie brakuje także szlufki do jego przytrzymania.
Pod kątem ergonomii nie ma się tu do czego przyczepić, a dodatkowo podoba mi się wykończenie z miękką warstwą wierzchnią, sprawiającą wrażenie czegoś w rodzaju delikatnego aksamitu i choć w rzeczywistości to pewnie jakaś budżetowa tkanina, to efekt jest jak najbardziej na plus.
Same słuchawki prezentują dość staromodny design i właśnie tu uwidaczniają się wszystkie kwestie związane z cięciem budżetu – bo przecież na czymś trzeba było przyoszczędzić, żeby wystarczyło na solidne przetworniki, zestrojenie czy opłaty za certyfikację (no dobra, z tym ostatnim to żartuje, ale pewnie jakieś są ;))
Zaskoczyła mnie konstrukcja ramy, na której osadzono całość – otóż jest to, jak przykazały słuchawkowe bóstwa, metalowy pałąk, ale nieco inaczej niż w przypadku większości podobnych konstrukcji wygląda tu kwestia regulowania rozmiaru słuchawek. Otóż nie wysuwamy z prowadnic szyny, ale pałąk jest obejmowany przez plastik wyłącznie od strony muszli i jego górna część świeci (dosłownie!) pięknie polerowanym, niebieskim aluminium.
Na szczęście pod pałąkiem znajdziemy całkiem miękką i przyjemną poduszeczkę z ekoskóry, podobne otaczają także wewnętrzne części muszli i choć nie wydają się zbyt mięsiste, a ich szerokość jest ledwo przeciętna, to dobrze spełniają swoje zadanie.
Trzeba podkreślić, że słuchawki złożymy na płasko (łatwo je wtedy np. nosić na szyi) i dodatkowo do wewnątrz (do przenoszenia w etui).
Niestety, urządzenie nie proponuje obsługi dotykowej (choć gestem na nausznicy możemy wywołać tryb transparentny) i znajdziemy na nim tradycyjnie klikalne przyciski, odpowiedzialne za sterowanie.
Lewa muszla skrywa przycisk aktywacji ANC, włącznik i gniazdo USB-C, prawa – przyciski regulacji głośności (które jednocześnie sterują przełączaniem utworów dzięki odczytywaniu długiego naciśnięcia), play/pause oraz gniazdo minijack.
No właśnie… Czas na wspomniane oszczędności, które czuć zarówno w projekcie słuchawek (niezbyt rozbudowane pady, średniej wielkości nausznice, sterowanie przyciskami, ogólna przewidywalność i mała oryginalność całości), jak – przede wszystkim – w materiałach. Choć nie ma tu tragedii, to jednak Q35 potrafią zaskrzypieć, plastiki są mocno przeciętne, a wytrzymałości całości wolałem nie sprawdzać.
Najważniejsze pytanie jest następujące: czy przeciętny projekt i materiały są rekompensowane przez coś, co sprawia, że warto brać pod uwagę ten model?
Otóż tak – i powodów jest kilka!
SoundCore Life Q35 to dobry komfort użytkowania i aplikacja z niezwykłym korektorem
Słuchawki nieźle leżą na głowie i w czasie stacjonarnego odsłuchu nie będziecie mieli problemów z ich stabilnością. Niestety, raczej nie nastawiajcie się na jakikolwiek sport w ich towarzystwie, bo Q35 są dość luźne i zsuwają się przy pierwszej lepszej okazji.
Sytuacji nie poprawiają tworzywa, bo zarówno poduszka pod pałąkiem, jak i nausznice zostały pokryte ekoskórą, która przy dłuższym użytkowaniu wzmaga uczucie gorąca. Trzeba też wspomnieć o przeciętnej jakości plastikach, które potrafią dość głośno zaskrzypieć podczas ruchów czy poprawiania urządzenia.
Do sterowania przyciskami można szybko przywyknąć – są one dobrze rozmieszczone i łatwe do wyczucia, więc nawet osoby przyzwyczajone do sterowania dotykowego nie powinny mieć problemów z ich opanowaniem.
Ostatnim problemem, na który można trochę pomarudzić, będzie jakość rozmów – szczerze mówiąc jest to zaledwie poprawny poziom (głos rozmówców i nasz jest przeciętnej jakości i mocy) i w tej klasie cenowej można spodziewać się lepszych możliwości.
Na szczęście powyższe niedomagania powetują nam dwie kwestie: bateria oraz aplikacja! Anker Soundcore Q35 to jedno z tych urządzeń, które trzymają się deklaracji producenta i można liczyć tu na czas pracy zgodny z tym, co znajdziemy w specyfikacji.
Owszem, możemy znaleźć tańsze i dłużej grające słuchawki tego typu (choćby niezapomniane Tronsmart Apollo Q10), ale testowany model zjada je na śniadanie brzmieniem i aplikacją.
Aplikacja do obsługi Q35 to stary, dobry programik o mało zaskakującej nazwie Soundcore. I choć nie znajdziemy tu części opcji, jakie znamy z dokanałówek, to czeka na nas wszystko, co niezbędne, z genialnym korektorem na czele! Kusi on wieloma strojami przygotowanymi przez producenta, a do tego oddaje do naszej dyspozycji 8-pasmowe ustawienia manualne.
Na głównym ekranie apki znajdziemy grafikę naszych słuchawek wraz ze stanem baterii oraz szybkie przejście do ustawień ANC:
- usuwanie hałasu (tu dodatkowe tryby Transport, Wewnątrz i Na zewnątrz),
- tryb transparentny,
- normalne.
Pod redukcją hałasów umieszczono skrót do korektora (przykładowe ustawienia sprawdź na screenach powyżej) oraz coś, za co należą się solidne brawa, czyli Doskonały sen!
Pod tą ostatnią opcją kryje się funkcjonalność, za którą dotąd zwykle chwaliłem Jabrę (tu znajdziesz porównanie Jabra Elite 3, Elite 4 Active i Elite 7), czyli wszelkiej maści dźwięki, mające pomóc nam w zasypianiu!
Szum fal, deszcz, odgłosy lasu i cała masa mniej i bardziej naturalnych dźwięków czeka na nasz wybór i co ważne – to naprawdę pomaga się wyciszyć.
Jak brzmi SoundCore Life Q35
Q35 to słuchawki niezwykłe w zakresie brzmienia i – choć na ogół staram się unikać tak mocnych słów – swoją muzykalnością są w stanie wynagrodzić detale jakości wykonania i zastosowanych materiałów.
Soundcore to chyba jedyna marka, która przy okazji wszystkich modeli, jakie wpadły w moje ręce, zawsze zaskakiwała pozytywnie. Jak już wspomniałem, do dziś mam Liberty Air 2, pamiętam też możliwości Liberty Air 2 Pro, które jednak nie podeszły mi zupełnie rozmiarem pąków i etui. Nie miałem jednak jakiegoś specjalnego sentymentu do marki i za każdym razem Anker uczył mnie … pokory.
Kiedy żonglujemy kilkoma nowymi słuchawkami w każdym miesiącu, w pewnym momencie pojawia się odrobina nudy i stereotypu, który wkrada się w oczekiwania co do mających nadejść urządzeń. I Soundcore jest kapitalnym gongiem, który mocno wali w łeb i mówi – stary, co Ty wiesz o brzmieniu!
Przechodzimy więc do konkretów i odsłuchu różnych gatunków muzyki.
Ralph Kaminski „Kosmiczne energie”: wspaniały wstęp z mocnym akcentem organowym, który przerywają akordy pianina, miarowy rytm i oklaski, a cała ta mieszanka brzmi tak świeżo, jakbyśmy znaleźli się na spotkaniu Zielonoświątkowców!
Dalej, kiedy wchodzi disco rodem z lat 70-tych, magia napiera jeszcze mocniej – każdy instrument ma tu swoje miejsce i nie ginie w tle popisów wokalnych, ale stanowi jego kapitalne uzupełnienie.
Słuchawki potrafią świetnie przenosić pasmo nawet tak nietypowych głosów, jak Ralpha, jednocześnie zachowując mocno rozrywkowy charakter całości.
Sepultura „Cut-Throat” z SepulQuarty: ten kawałek w interpretacji Soundcore nie bierze jeńców i dosłownie roznosi słuchacza prawdziwą kanonadą!
Potężna sekcja rytmiczna; genialnie odtworzone, charakterystyczne dla kapeli stroje basu; ostre, choć unurzane w undergroundowym syfie gitary i klimat przez duże K to coś, czemu po prostu się nie odmawia.
Od razu muszę jednak uprzedzić, że całość zalatuje specyficznym dla Ankera rozrywkowym pobiciem, który zdradza współczesną inżynierię słuchawek, ale daje to taką masę energii, że spora cześć gitarowych purystów przymknie na to oko 😉
Jednym słowem: to jest to! Jeśli Twoje serce uwielbia od czasu do czasu zanurzyć się w metalu o współczesnym brzmieniu, ale z korzeniami w latach osiemdziesiątych i przymkniesz lekko oko (albo pogmerasz w korektorze w apce!) na delikatne cofnięcie wokalu, to właśnie znalazłeś swoje słuchawki!
Zamilska „Closer”: jak przy Sepulturze mieliśmy do czynienia z energią metalu, tak Q35 wydobywają magię z mocnej, niepokojącej elektroniki, która potężnym basem potrafi wprowadzić odbiorcę w trans!
Co najważniejsze, mimo że niskie tony są tu cudownie rozedrgane i wręcz fizycznie odczuwalne, to słuchawki ne gubią nic z tego, co charakteryzuje ten kawałek – czyli skrzeczących bitów, syrenopodobnych odgłosów tła, wysokich tonów rodem z punkowej perkusji.
Brian Eno „Bells”: to była próba, której obawiałem się po doświadczeniach z radosnym, entuzjastycznym brzmieniem, które ujawniło się przy mocniejszej muzyce. Jak taki tytan mocy poradzi sobie z wymagającą, minimalistyczną i niezwykle intymną wręcz muzyką, która potrzebuje oddechu, przestrzeni i tego czegoś, co sprawia, że zastygamy w miejscu?
Powiem wprost: choć brzmienie nie ma nic wspólnego z klasyczną równowagą, to wszystko ma tu swoje miejsce i chwilę na wybrzmienie! Owszem, brzmienie jest ocieplone, ale ten zabieg nie ma nic wspólnego z tworzeniem mlaskającej, płaskiej papki!
Za to właśnie polubiłem się z Ankerem – choć jego wizja dźwięku jest skierowana ku afirmacji muzyki i oddziaływaniu na słuchacza, a nie na stonowaną kontemplację, to nie dzieje się to kosztem tego, co nie przepada za brylowaniem na pierwszym planie i co wielu konkurentów potrafi spłoszyć w pogoni za efektownym brzmieniem.
Muszę jednak powiedzieć o jednej kwestii, która zmusiła mnie do poszukiwań kabli minijack – po podpięciu Soundcore do Fiio M3K (znanego z detaliczności, wręcz suchości brzmienia) z przetworników popłynęła papka! Pomyślałem, że przewód w zestawie jest uszkodzony i podpiąłem kabelek z przywoływanego już Technicsa (Technics EAH-A800 recenzja) – dalej to samo.
Wygrzebałem jakiś stareńki przewód i rezultat bez zmian. Chwila paniki i myśl: a może to Fiio wyzionęło swoją chudziutką duszyczkę? Szybkie podpięcie Fidelio (Philips Fidelio X3 recenzja) i okazało się, że M3K działa jak zawsze.
Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale Q35 – a przynajmniej mój egzemplarz – po kablu brzmi jak najtańsze nołnejmy z Aliexpress czy innego Szopiiii.
Czy warto kupić SoundCore Life Q35?
SoundCore Life Q35 to nagłowne słuchawki Bluetooth, które mają czym rozgrzać dyskusje wokół wyboru najlepszych urządzeń tego rodzaju. Podoba mi się podejście producenta, który na pierwszy plan wysforował wszystko, co związane z brzmieniem i tu nie trzymał się za kieszeń!
Za to walka o przystępną wycenę odbiła się na wykorzystanych materiałach czy jakości rozmów, które są po prostu przeciętne. I powiem Wam wprost – choć podobno w świecie komponentów nie ma ekwiwalentów, to ja kupuję drogę Soundcore!
Testowany model w obecnej cenie wydaje się nie mieć konkurentów i jeśli jesteście w stanie pójść ścieżką brzmienia nawet kosztem pewnych ustępstw w imię racjonalnej ceny, to po prostu sprawdźcie SoundCore Life Q35!
SoundCore Life Q35: zalety
- radosne, energetyczne brzmienie z potencjałem na indywidualne modyfikacje!
- uniwersalne brzmienie, które nie boi się wymagającej muzyki,
- czas pracy,
- w tej klasie cenowej niezłe ANC,
- aplikacja z rozbudowanym korektorem oraz dodatkami (w tym świetnymi „nasennymi”!),
- solidne, praktyczne i dość eleganckie etui,
- świetny stosunek brzmienia do ceny i sama cena!
SoundCore Life Q35: wady
- przeciętna jakość wykonania i materiały,
- brak manualnej regulacji ANC i trybu transparentnego,
- przeciętna jakość rozmów,
- brzmienie po kablu (w moim egzemplarzu!),
- przydałoby się sterowanie dotykowe…