Samsung S22+, czyli jak wyleczyłem się z chęci przesiadki na Apple!

Jakiś czas temu trafił do mnie Samsung S22+, którego mogłem testować przez grubo ponad miesiąc. Muszę powiedzieć jedno – choć od jakiegoś czasu zaczynałem myśleć o przesiadce na Apple (mój Huawei P30 Pro chyba zaczyna dogorywać – a przynajmniej pod względem fotograficznym miewa okazjonalne humory i w najmniej spodziewanych momentach przejaskrawia niektóre kolory), to Samsung skutecznie wyleczył mnie z tej idei!

Jako, że S22+ trafił do mnie już kilka miesięcy po premierze i w necie znajdziecie sporo mniej lub bardziej rozbudowanych testów (co ciekawe, w niektórych autorzy uwielbiają przerzucać się wynikami benchmarków, jakby to one miały największe znaczenie podczas korzystania z telefonu), postanowiłem spojrzeć na Samsunga nieco inaczej.

Samsung S22+ / fot. OffTech

Wychodzę z prostego założenia i wolę lojalnie uprzedzić o nim na wstępie – telefon, nawet jeśli kosztuje blisko 5 k, większości użytkownikom służy do rozmów, pisania, fotografowania, słuchania muzyki, pracy i konsumpcji treści – podejrzewam, że mobilni gamerzy z zasady omijają produkty Samsunga (stereotypy o parzących Exynosach).

Przyjrzałem się jednemu z topowych urządzeń koreańskiej marki przez pryzmat przyjemności codziennej pracy i zabawy z urządzeniem: to smartfon, który rozbija bank wygoda użytkowania, prostotą, szybkością działania, fotografią i filmem. Ale od razu uchylę rąbka tajemnicy – Samsung S22+ to także sprzęt, który udowadnia, że nie tylko Apple ma monopol ma uzależniające telefony!

Samsung S22+ to topowa specyfikacja, budowa i design dopracowany w każdym szczególe

Samsung S22+ / fot. OffTech

Opakowanie, w jakim otrzymujemy Samsunga, to przykład nowoczesnej ekologii – zapomnijcie o jakimś dodatkowym wyposażeniu!

W zestawie nie znajdziemy ładowarki, a jedynie sam przewód USB-C na USB-C. Lepiej pilnujcie tego kabelka, bo po podpięciu pod lapka kablem USB-C na USB-A telefon nie był w stanie transferować danych, jedynie uzupełniał energię.

Dawno nie widziałem tak pięknego telefonu. Po prostu. Choć mam świadomość, że wygląd to stylizacja na applepodobna, to niespecjalnie mi to przeszkadza – przede wszystkim dlatego, że smartfon wykonany jest jak małe dzieło sztuki.

Aluminiowa ramka sprawia, że urządzenie jest przyjemne w dotyku i gwarantuje pewny chwyt w dłoni (to ważna cecha, bo w mniejszych rękach S22+ może trochę niepokoić szerokością), a tył i przód to szkło Gorilla Glass Victus+, odporne na uderzenia, zarysowania i sprawiające wrażenie premium w każdym calu.

Samsungowi udała się trudna sztuka, zarezerwowaną dla najlepszych – telefon budową, jakością wykonania i wyglądem udowadnia, że jest warty każdej wydanej na niego złotówki.

Podam jeden przykład – do recenzji dostałem urządzenie, które widziało już pewnie niejedną redakcję (a przynajmniej tak świadczyło jego opakowanie) – na samym korpusie dopatrzyłem się jedynie kilku cieniutkich rysek, widocznych tylko pod mocnym światłem. Po ponad miesiącu testowania telefonu, użytkowanego bez żadnego etui, nie pojawił się na nim ani jeden nowy ślad zużycia! Dotąd nie spotkałem się z tak odpornym na zarysowania smartfonem.

Muszę przyznać, że jeśli jednak S22+ miałby zostać ze na na dłużej, to skusiłbym się na etui – ale tylko z jednego powodu. Otóż aparaty umieszczone są na odstającej (aluminiowej?) wysepce i choć same soczewki ukryto w zagłębieniu, dzięki czemu się nie zarysują, to jednak wolałbym, alby plecki S22+ były idealnie płaskie.

Samsung S22+ jako player muzyczny nie dogodzi każdemu

Samsung S22+ / fot. OffTech

Zaskoczyło mnie, że mało uwagi poświęca się w polskim necie temu, jak S22+ radzi sobie jako sprzęt grający. Oczywiście nie mam na myśli grania z głośniczków wbudowanych w urządzenie, a to, jak smartfon radzi sobie z napędzeniem przewodowych słuchawek oraz co potrafi po Bluetooth.

Powiem od razu, że w kwestii dźwięku bezprzewodowego nie ma się czego czepić, bo mamy tu istotne kodeki z LDAC i aptX na czele. Niestety, nie jest tak różowo w przypadku słuchawek podpiętych tradycyjnie. Przede wszystkim, jak w zdecydowanej większości współczesnych smartfonów, nie znajdziemy tu gniazda minijack, ale USB-C. Już samo to mocno zawęża możliwość podpięcia słuchawek.

Na stronie Samsunga wyczytałem, że wspiera on dekodowanie 32-bit i DSD64/128, jednak po podłączeniu kilku modeli słuchawek za pomocą dedykowanych przejściówek jakość dźwięku była zaskakująco słaba. I nie mam tu na myśli porównania z LG ze słynną serią V na czele, ale nawet mój P30 Pro dawał sobie radę lepiej choćby z Phlipsem Fidelio. Nie ma mowy o wykorzystaniu Samsunga jako DAPa, bo zje go dedykowany player kosztujący 10x mniej.

O ile jakość plików zgranych na Samsunga była przeciętna, ale akceptowalna, to już Spotify można było przewodowo słuchać jedynie za karę 🙂 Nie do końca rozumiem, dlaczego telefon nie posiada zainstalowanego na starcie odtwarzacza muzycznego i trzeba go odszukać w Galaxy Store.

Najbardziej zabawne jest to, że przy połączeniu Bluetooth te bolączki znikają jak ręką odjął i telefon świetnie współgrał choćby z Technics EAH-A800. Żałowałem tylko, że nie miałem żadnego smartfona Samsunga podczas recenzji Buds Pro (zobacz test Samsung Galaxy Buds Pro), żeby wypróbować słynne skalowalne kodeki tej marki.

Streaming video i media na Samsungu S22+ to prawdziwa uczta

Samsung S22+ / fot. OffTech

Ekran Samsunga to smartfonowa poezja i choć sam mam gdzieś z tyłu głowy stereotyp o cukierokowatości kolorystyki, w jakiej kiedyś celował koreański producent, to dziś uważam, że po delikatnej korekcie barw ekranu wygląda on rewelacyjnie.

Wyświetlacz ma przekątną 6,6-cali i został wykonany w technologii Dynamic AMOLED 2X. Znajdziemy tu topową rozdzielczość 1080×2340 pikseli, odświeżanie 120Hz, szczytową jasność do 1700 nitów (!) i wsparcie dla technologii HDR10+, Dolby Vision i HLG. To wszystko sprawia, ze na Samsungu naprawdę przyjemnie ogląda się Netfliksa czy inne serwisy streamingowe, ale najwięcej radochy przynosi oglądanie własnoręcznie nakręconych filmików czy fotek.

Choć zabrzmiało to pewnie dziwnie, to dotąd na żadnym smartfonie nie miałem takiej satysfakcji z oglądania swoich zdjęć i nagrań, jak na S22+. Z jednej strony to zasługa dużego i dość szerokiego wyświetlacza oraz telefonu, który wygodnie leży w dłoni, z drugiej – nasyconej kolorystyki, głębi, ostrości i detalom, jakie zaskakują przede wszystkim na zarejestrowanych filmach.

Oczywiście Samsung oddał nam do dyspozycji sporo możliwości dostosowania tego, jak widzimy tonacje kolorystyczne na ekranie urządzenia oraz te opcje, które zwykle znajdziemy w ustawieniach ekranu:

Podoba mi się detal w postaci adaptacyjnej płynności – oznacza to, że jeśli np. piszemy czy czytamy statyczne treści na ekranie, to przestawi się on samodzielnie na mniejszą płynność, tym samym oszczędzając baterię. W praktyce nie powinniśmy zauważyć różnicy, a korzyść jest ewidentna. Nie zabrakło tu trybu ciemnego/jasnego, ustawień kolejności przycisków sterujących, dostosowania barwy (ciepłe czy neutralne), a nieco głębiej spersonalizujemy style i czcionki.

Reasumując: płaski, duży, szybki, nasycony bogactwem kolorów wyświetlacz Samsunga to świetne zaproszenie do korzystania z multimediów i obsługi smartfona.

Menu i oprogramowanie to najlepsze zaproszenie do wślizgnięcia się serię S

Samsung S22+ / fot. OffTech

Samsung pracuje pod kontrolą Androida 12 z One UI 4.1 i jest to genialne połączenie! W zasadzie gdyby wyrzucić kilka aplikacji od Microsoftu, które dostajemy na starcie, to mielibyśmy do czynienia z niemal czystym systemem, wzbogaconym o rozwiązania koreańskiej marki.

Pierwsze wrażenie, jakie wpadło mi go głowy po konfiguracji telefonu, było mało wyrafinowane i brzmiało: jakie tu wszystko jest proste! Menu, układ opcji, poruszanie się w bardziej zaawansowanych ustawieniach to modelowy przykład na to, jak zachowując bogactwo wyboru i personalizacji sprawić, by nikomu nie przyszła do głowy myśl o konieczności poszukania instrukcji obsługi.

Rzućcie okiem, jak wyglądają główne ekrany Samsunga:

Jak dla mnie jest tu naprawdę elegancko, klarownie i intuicyjnie! Co ciekawe, Samsung celowo odchudził urządzenie nawet o własne aplikacje (jak już wspomniałem, wcale sensowny player marki musimy doinstalowywać samodzielnie), ale współcześnie popularne rozwiazania (program do wearables, podcastów czy Strefa Gier z kapitalnymi minigrami) jest gotowa do użytku po pierwszym odpaleniu telefonu.

Samsung S22+ to świetny przykład na rozwój mobilnej fotografii

Samsung S22+ / fot. OffTech

Samsung S22+ może pochwalić się potężnym zapleczem fotograficznym: znajdziemy tu 50-megapikselowy aparat z matrycą 1/5.6” i światłem f/1.8. Co ciekawe, producent zastosował tu te same, co w najdroższym modelu S22 Ultra, moduły szerokokątne (13 mm f/2.2) i tele (70 mm f/2.4).

Warto podkreślić, że moduł szerokokątny posiada jedynie stabilizację cyfrową, natomiast pozostałe już optyczną. Nie zabrakło tu 3x zoomu optycznego oraz 30x cyfrowego.

Poniżej znajdziecie kilka różnych fotek – po lewej stronie będzie zawsze zdjęcie z Huawei P30 Pro, po prawej – z Samsunga.

Zaczynamy!

Detal kierownicy samochodowej:

Zdjęcie budynku, późne popołudnie:

Widok chodnikowej alejki – późne popołudnie:

Jak widzicie, fotki z Samsunga prezentują się tak, jakby były wykonane po tej lepszej stronie łąki – kolory są wyraźnie podbite, jaskrawe, żywe i takie, jakie pewnie większość użytkowników chce widzieć w galerii swojego telefonu 😉

Najbardziej zaskoczyło mnie to, że sama aplikacja aparatu pracuje błyskawicznie! W zestawieniu z moim P30 Pro widać tu dużą przepaść w zakresie szybkości rejestrowania zdjęcia, łapania ostrości czy przełączania się pomiędzy trybami. Samsung reaguje na komendy w mgnieniu oka i sprawia, że starsze urządzenia wypadają przy nim blado.

Jeszcze mocniej urzekły mnie filmy – to one sprawiają, że telefon może zastąpić bardziej profesjonalne kamerki czy aparaty do vlogowania. Pierwszy raz użyłem Samsunga na dworze, przy zachodzącym powoli słońcu, i dosłownie zagapiłem się na ekran, kiedy zobaczyłem efekt. Poniżej znajdziecie przykładowe nagranie, które pokazuje też możliwości zoomu:

Kamerka pozwala na kręcenie w 8K, 4K (do 60 kl./s) i niższych jakościach oraz w SlowMotion.

Z perspektywy użytkownika leciwego już P30 Pro, który jednak jeszcze do niedawna pojawiał się we wszystkich zestawieniach najlepszych smartfonów do mobilnej fotografii, mogę śmiało powiedzieć, że Samsung kupił mnie swoimi możliwościami foto/wideo i nie widzę różnic w jakości w stosunku do topowych modeli Iphone.

Nie zapominajmy o podstawach, czyli czas pracy, zasięg, stabilność

Samsung S22+ / fot. OffTech

Muszę przyznać, że obawiałem się czasu pracy S22+, ale jest naprawdę nieźle i urządzenie wytrzyma roboczy dzień nawet w rękach kogoś, kto dużo dzwoni, korzysta z wielu komunikatorów, w międzyczasie przegląda newsy, nie stroni od fotek i słucha sporo muzyki. Czy byłbym w stanie ładować ten model co półtorej doby? Tak, ale na pewno z ograniczeniem w korzystaniu z mobilnego Internetu i mniejszą ilością Tidala.

Na próbę zainstalowałem kilka bardziej wymagających gier i okazało się, że eSka chodzi na każdej z nich jak złoto – nie ma mowy o żadnych przycięciach czy spowolnieniach, które jesteśmy w stanie zauważyć. Gaming potrafił jednak sprawić, że telefon nagrzewa się odczuwalnie: nie jest to taki poziom, że odbiera komfort z gry, ale zauważymy to już po kilku minutach rozgrywki. Zresztą urządzenie szybko łapie temperaturę nawet podczas aktualizacji (w trakcie testów były dwie potężne, po ponad 1.5 GB) i chyba po prostu taka jego uroda.

Muszę pochwalić telefon za stabilność zasięgu – nie spotkałem się z żadną sytuacją, żeby urządzenie wariowało przy przełączaniu pomiędzy sieciami tam, gdzie jest gorszy zasięg (a często zdarza się to mojemu P30 Pro, który zamiast zdecydować się na jedną transmisję w tym samym miejscu, uparcie szuka i przełącza między rodzajami sieci). Jakość połączeń jest bardzo dobra i to zarówno podczas „zwykłej” rozmowy, jak i korzystaniu z trybu głośnomówiącego.

Prostota obsługi Samsunga w połączeniu ze stabilną pracą niezależnie od obciążenia i bezpieczną (choć nie wybitną) baterią sprawia, że to naprawdę przyjemny towarzysz codzienności.

Czy warto kupić Samsung S22+?

Samsung S22+ / fot. OffTech
Samsung S22+ / fot. OffTech

Pozazdrościłem recenzentom smartfonów, bo kiedy masz przyjemność pracować z telefonem takim jak Samsung S22+, to poza kilkoma drobiazgami w zasadzie nie masz się do czego przyczepić!

Tu wszystko jest do przewidzenia: najnowsza eSka działa tak, jak oczekujemy od urządzeń z absolutnej czołówki!

System (mimo teoretycznie „normalnej” ilości RAMu) działa jak burza i niestraszne mu żadne aplikacje; jakość rozmów i komfort użytkowania to bajka, a aparat i kamera rejestrują świetne materiały bez konieczności naszej ingerencji (ba, nawet po zrobieniu fotki mamy jeszcze możliwość jej przepuszczenia przez specjalne algorytmy upiększające!).

Z mojej perspektywy to telefon niemal bez wad – bo codzienne ładowanie jestem w stanie zaakceptować i mam pewne podejrzenia, że większość z nas i tak każdego wieczora szuka wolnego gniazdka, żeby uzupełnić energię w swoim telefonie.

Jedyne, co mnie trochę zasmuciło, to słaba jakość muzyki odtwarzanej „po kablu” – szkoda, bo dawne Ski słynęły z dobrych DACów, ale to było jeszcze w czasach, kiedy gniazdo minijack było jednym ze 100% pewnych otworów w każdym smartfonie.

Druga kwestia, która każe zastanowić się nad S22+ to oczywiście cena. Pytanie tylko, czy w dobie Iphonów kupowanych powyżej 5k Samsung rzeczywiście jest jakoś szczególnie kosztowny? Mam wrażenie, że topowe modele urządziły sobie mały wyścig i ustaliły poprzeczkę właśnie w tym pułapie cenowym.

Reasumując: szukasz prostego w obsłudze telefonu z topowym aparatem i kamerą, pięknym designem i najwyższej jakości obudową, dopieszczonym oprogramowaniem, a do tego niestraszna Ci bariera 5000 zł? Oto Samsung S22+, cały na różowo!

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE