Taylor Hawkins: żegnamy geniusza perkusji, fana Queen i mistrza uśmiechu

Taylor Hawkins to druga najbardziej znana twarz Foo Fighters. Długowłosy, zarośnięty, przeraźliwie chudy – coś jak połączenie fizis Iggy’ego Popa z delikatnością Freddiego Mercurego.

Zwykle nonszalancko uśmiechnięty, emanujący rockowym szaleństwem, robiący sobie jaja z popkultury i poprawności politycznej, a przy tym zakochany w klasyce rocka i nie wahający się o tym mówić – czy można wymyślić lepszy materiał na lidera?

Ha – jeśli gra się na perkusji (i lubi podśpiewywać!) w jednej kapeli z Grohlem, może być ciężko 😉

To nie będzie zwykły tekst wspomnieniowy, bo ten artysta wymykał się wszelkim próbom zamknięcia go w szufladkach. Wolę raczej przyjrzeć się tym obliczom Hawkinsa, które sprawiły, że Foo Fighters nie był jednym z setek znanych z radia zespołów rockowych, ale czymś więcej, co dawało jego słuchaczom poczucie współistnienia w wielkiej rockowej rodzinie.

Taylor Hawkins: niezwykły muzyk, (nie)zwykły fan?

Taylor Hawkins
Taylor Hawkins / fot. Twitter

Swoją drogą to ciekawa historia, jak mentalnie bliscy okazali się sobie Hawkins i były perkusista Nirvany: muzycy wyrastający ponad „swoją” perkusję, czujący się na scenie jak ryby w wodzie i porywający tłumy w ekstatycznym szaleństwie, a do tego nadający na tych samych falach muzycznych, filmowych i (chyba najważniejsze) posiadających bliźniacze poczucie humoru.

Dziś świat muzyczny obiegła wiadomość o śmierci tego niezwykłego człowieka, współodpowiedzialnego za sukces Foo Fighters i całej masy pobocznych projektów! To szokująca informacja, bo jeszcze niespełna 2 tygodnie temu Hawkins brawurowym wyśpiewaniem „Somebody to Love” porwał chilijską publiczność

Odszedł świetny instrumentalista (i całkiem niezły wokalista), ale też człowiek żyjący nie tylko z muzyki, ale bezpośrednio w niej – rzadko kiedy możemy brać udział w karierze kogoś, kto na każdym kroku stara się oddać hołd swoim muzycznym idolom.

Właśnie ta pasja współuczestnictwa w całej kulturze rocka była czymś niezwykłym, bo Hawkins nie był odległym bogiem z muzycznego panteonu, ale kimś, kto sam był słuchaczem zapatrzonym w swoich ulubionych twórców.

Pełen pasji muzyk i oddany fan zarazem – czy to nie wspaniałe połączenie?

Taylor Hawkins i Queen: u nas o Freddiem przypomina dyskusja po filmie na TVP, w USA covery w stylu karaoke

Rzućcie okiem na ostatni występ Hawkinsa: Dave zastępuje go na perkusji, Taylor szaleje naśladując Freddiego, a reszta muzyków z pełnym zrozumieniem i na totalnym luzie dodaje podkład pod kreację naszego bohatera.

To coś niezwykłego, jak pasja do czyjejś twórczości i zwykła radocha z tego, co się robi, może wybronić wykonanie coveru.

Zresztą mam wrażenie, że to jedyne sensowne podejście do możliwości wokalnych Mercurego (chyba tylko George Michael na słynnym koncercie z 1992 zbliżył się do oryginału, ale z wiadomych względów to też już tylko historia) i autoironiczna wersja Hawkinsa w pełni się broni.

Zawadiacki uśmiech, imitowanie kilku scenicznych ruchów i pełne zanurzenie w chwili, w której można zaśpiewać ukochany kawałek – czy trzeba czegoś więcej?

Body Language według Foo Fighters, czyli nic tak nie łączy, jak poczucie humoru!

Skoro mowa o ironii, to jest to jedna z cech wyróżniających Foo Fighters z całej masy bezbarwnych kapel, które mają kilka hitów, ale poza nimi nie istnieją w świadomości szerszej grupy odbiorców.

Kapela Grohla od lat przyjęła strategię zabawy nawiązaniami, brzmieniami, łączenia świata muzyki i filmu, szerszego spojrzenia na świat popkultury. To właśnie Taylor Hawkins barwnie opowiadał o korzeniach swojego zainteresowania graniem i wejściu w świat muzyki dzięki kapelom w stylu Rush, Genesis czy Queen.

O tym, że nie było to tylko konwencjonalne uchylenie kapelusza przed wielkimi poprzednikami, świadczy choćby poniższy klip promujący jedną z tras koncertowych FF, gdzie „Body Language” zostało tłem muzycznym do wyśmiewającego stereotypy filmiku:

Fani stylistyki Grohla i spółki jednym tchem wymienią tu podobne żarty co „Low” czy „Learn to Fly” (z Taylorem przebranym za stewardessę!).

Nie wchodząc w szczegóły można powiedzieć wprost – panowie z Foo Fighters mają wszelkie poprawności … sami wiecie, gdzie.

Dodajmy do tego bardziej wyrafinowane odloty w stylu ostatniej komedii z całym zespołem (Studio 666), gościnnych występach z QOTSA czy Tenacious D, odlotowych posterach reklamujących trasy koncertowe czy rockowych wersjach hitów Bee Gees (tu pisaliśmy o The Dee Gees), a będzie jasne, że Foo Fighters to nie tylko muzyka, ale też specyficzne poczucie humoru.

Świat przyśpieszył i wokół dzieją się wstrząsające rzeczy, ale nie dajmy odebrać sobie prawa do śmiechu.

Jeśli Taylor Hawkins mógłby to usłyszeć, chciałbym mu podziękować za kawałki Foo Fighters, wszystkie mniej i bardziej poprawne żarty, wspaniałe covery i demonstracyjne zanurzenie w świat rocka.

Źródło informacji o śmierci artysty.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE