Charge to seria smartbandów cenionej amerykańskiej marki, która od zawsze wyróżniała się możliwością współpracy z jedną z najlepszych aplikacji na rynku. Nie ma jednak co się oszukiwać: za większe możliwości musieliśmy sporo zapłacić, a to, w zestawieniu z przeciętnym designem 4ki, nie przekonało zbyt wielu klientów. Fitbit Charge 5 ma to zmienić, bo do dużego potencjału dodaje (w końcu!) atrakcyjny design!
Fitbit Charge 5: mini opaska, maxi możliwości i kształty rodem z Xiaomi
Jeszcze przed premierą poznaliśmy oficjalne rendery z wyglądem najnowszej odsłony Charge. Opaska nabrała rumieńców – nie dość, że postawiono na zaokrąglony na krawędziach, kolorowy wyświetlacz, to urządzenie dostępne będzie w kilku wersjach kolorystycznych.
Sam ekranik nieco przywodzi na myśl to, co prezentuje model Luxe, a po jego bokach znajdują się panele przypominające pojemnościowe przyciski, jakie znamy z większych smartwatchy Fitbita. Sam nie jestem ich zwolennikiem, bo są dość kłopotliwe w obsłudze (nie zawsze reagują na dotyk) i przegrywają z klasycznymi przyciskami.
Poza kolorowym AMOLEDem i wersjami kolorystycznymi samego zegarka trudno powiedzieć o nim coś więcej. Na pewno będzie to opaska mająca zachować design unisex i obsługująca aplikacją Fitbit. Pytanie, czy poza pulsometrem, strefami tętna, płatnościami (4ka je oferowała, więc i tu będą na pewno) i GPS znajdziemy tu coś więcej?
Byłoby świetnie, gdyby taki maluch mógł pochwalić się możliwością mierzenia ciśnienia czy poziomu cukru we krwi, co z automatu wywindowałoby je na szczyt wearables przydatnych nie tylko dla fanów sportu, ale też osób zmuszonych do monitoringu swojego zdrowia.
Nie jest to wcale marzenie ściętej głowy, bo po połączeniu z Google Fitbit oficjalnie wspominał, że chce być liderem w kategorii urządzeń medycznych i zainteresował się żywotnie właśnie tymi pomiarami. Być może Charge 5 jeszcze ich nie przyniesie, ale kto wie, czy kolejne modele nie zrewolucjonizują tej branży?
Na razie trzymamy kciuki za 5tke, która ma pojawić się na jesieni, a jej cena będzie oscylowała wokół 700 zł, jakie musieliśmy zapłacić za poprzednika.