Bang & Olufsen jest marką, której przedstawiać nie trzeba. Od jakiegoś czasu zastanawiam się jednak, dlaczego Duńczycy egzystują jakoś na uboczu głównego nurtu słuchawek True Wireless? I chyba mam odpowiedź!
Bang & Olufsen Beoplay EQ: czy aluminium uzasadnia cenę?
B&O na dniach ogłosiło nowy zestaw bezprzewodowych słuchawek dokanałowych, które są pierwszym zestawem tego producenta z ANC.
Aż dziwne, prawda?
W czasach, kiedy mocną aktywną redukcję hałasów zapewniają nawet chińczyki poniżej 300 zł (zobacz test Tronsmart Apollo Air), nie mówiąc już o konkurentach z podobnej półki cenowej jak Sony czy Sennheiser, wydaje się to niedopatrzeniem. Siłą rzeczy taka sytuacja sprawiała, że wiele osób – zamiast po jakiś model z serii Beoplay – sięgało po rozwiązania innych producentów, które ANC używały jako jednej z kart przetargowych.
Teraz ma się to zmienić – choć powiem od razu, że patrząc na cenę Bang & Olufsen Beoplay EQ mam spore wątpliwości, czy ten model będzie mógł rywalizować choćby z Jabrą 85t (około 900 zł) czy Sony WF-1000XM4 (około 1200 zł). Dlaczego? Bo wyceniono go na … 399 euro, czyli około 1800 zł!
Najgorsze jest to, że wczytuję się w specyfikację, szukam uzasadnienia dla takiej wyceny i zwyczajnie jej nie widzę. Rzućmy okiem, co oferuje ten model:
- po 3 wbudowane mikrofony w każdą słuchawkę (obecnie standard),
- adaptacyjną aktywną redukcję hałasów otoczenia ANC (czyli coś, co znajdziemy w prawie 3x tańszych słuchawkach, np. w recenzowanych Huawei FreeBuds 4),
- nowy elektrodynamiczny przetwornik 6,88 mm, dostrojony przez fachowców z B&O,
- Bluetooth 5.2 (dziś już standard w nowszych średniopółkowcach),
- anodowane aluminium w obudowie „pąków” i etui,
- wysoką czułość 107dB,
- konfigurowalny korektor dźwięku w aplikacji B&O,
- wodoodporność na poziomie IP54,
- baterię pozwalającą na 6,5 godziny z ANC i 7,5 godziny bez ANC (tu lepszy będzie 6x tańszy Huawei FreeBuds 4i) i łącznie 20 dzięki doładowywaniu w etui,
- obsługę aptX i AAC (brak LDAC czy LHDC).
Mam wrażenie, że główny pomysł producenta na tak wysoką cenę jest ukryty w samej marce oraz materiałach premium i to nic odkrywczego – B&O uznał, że może się szacować, skoro „plastikowe” Sony kosztują około 1200 zł.
Trochę szkoda, że marka nie wybrała wyceny zbliżonej do poziomu głównych konkurentów, bo trudno jej będzie uzasadnić konieczność dopłaty kilkuset złotych – co nam po odpornej aluminiowej konstrukcji, skoro i tak zanim ją uszkodzimy, to swoje właściwości straci wbudowana, niewymienna bateria?
Zostaniemy ze słuchawkami, które mogą posłużyć jako muzealna dekoracja.