Czasem aż chce się zawyć: dlaczego? Z zalewu wspaniałych piosenek z lat 90-tych wybrać przeciętną, a do tego przerobić ją tak, że zatęsknimy za oryginałem… To już wyższa szkoła jazdy!
Rojst 97 – kto wybrał z 1997 roku akurat ten przebój? Bo były lepsze!
1997 rok w pamięci zbiorowej zapisał się jako rok powodzi stulecia. Sięgając do tego okresu i wybierając piosenki, które dobrze będą oddawały nastrój chwili, można było przebierać jak 12-latek w lodach Ekipy schylony nad zamrażalką w Lidlu.
Żebym nie był gołosłowny, garść przykładów z ówczesnych list przebojów:
- Magma „Aicha”,
- Budka Suflera „Takie tango”,
- Kazik „12 groszy”,
- Anita Lipnicka „I wszystko się może zdarzyć”,
- Natalia Kukulska „Im więcej ciebie tym mniej”,
- Varius Manx „Ruchome piaski”,
- Firebirds „24 zachody słońca”,
- Myslovitz „Peggy Brown”, „Scenariusz dla moich sąsiadów”
- Kowalska, Voo Voo „Nim stanie się tak jak gdyby nigdy nic nie było”,
- Gawliński „Sid i Nancy”, „Nie stało się nic”,
- Hey i goście „Moja i Twoja nadzieja”,
- Perfect „Idźcie do domu”.
Patrzę na to zestawienie, które zebrałem dość przypadkowo spośród utworów pojawiających się przez cały rok na wysokich miejscach list przebojów Trójki/30 ton i widzę kilka perełek, które aż krzyczą o współczesną wersję.
Jeśli miałbym wybrać jeden numer, obstawiłbym poniższy:
Aż żal, że Firebirds przemknęli przez polską scenę muzyczną jak meteor i nie mieli swoich prawdziwych 5 minut, na jaki zasługiwali – a 97 rok był już ostatnim dzwonkiem, kiedy podobne kawałki miały szansę na przebicie się do szerszej publiczności.
Wyobraźnią speców odpowiedzialnych za serial Rojst 97 zawładną jednak inny utwór i muszę przyznać, że odsłuchałem go dziś z prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza w zestawieniu ze współczesną wersją. Edyta Bartosiewicz, w przeciwieństwie do Firebirds, miała swoje nie 5 minut, a 5 miesięcy, podczas których zawładnęła komercyjnymi listami przebojów.
Oryginalny „Ostatni” brzmi specyficznie dla lat 90-tych i przeplata typowe dla tamtych lat zamiłowanie do ekspresji uczuć, eksponowania możliwości wokalnych, przeplatania śpiewu i melorecytacji, zabarwiania ballady szybszym fragmentem.
Brzmi jak przepis na hit? Tak w istocie było! Zresztą posłuchajcie sami:
Nawet po latach głos Bartosiewicz brzmi hipnotyzująco – jej maniera z umiejętnością cudownego zejścia na granicę „cichej chrypki” do dziś pozostaje jedyna w swoim rodzaju.
Wybierając taką piosenkę na warsztat trzeba wiedzieć, co chce się z nią zrobić. Pole do popisu jest szerokie: mamy tu przeplatanie kameralnego połączenia gitara+wokal, partii klawiszy, szybszego przełamania a nawet … solówki!
Niestety, ręce żeńskiego grania sięgają daleko i trio Brodka/Tymek/Urbanski nie wyłamują się z zaklętego kręgu zunifikowanych brzmień współczesnej polskiej muzyki popularnej. No, może poza pierwszymi kilkoma sekundami, kiedy mamy wrażenie, że zamiast żywieckiego grania mamy odgrzanie motywów z serialu „Dark”, ale to tylko delikatna reminiscencja, która będzie kołatała się po naszych głowach do końca utworu.
Troszkę klimatu z „Miasteczka Twin Peaks„, „Dark„, zmieszane z gęstą odsłoną elektropopu i synthpopu oraz krzykliwym refrenem i melodią oryginału to nieco za mało, jak na standardy dobrego coveru.
Ale może na potrzeby telewizji w sam raz?
Miało być dramatycznie, mocno i z przejmującym katharsis, a wyszło tak, że aż chciałby się zanucić wspomniany wyżej kawałek Perfectu.