Armia Umarłych Snyder: zero emocji, tysiąc kalek i kilka sucharów

Zack Snyder to szczęściarz: przebojem wdarł się do świadomości fanów popkultury i nagromadził na starcie taki kapitał zaufania, że od lat na sucho uchodzą mu kolejne potknięcia.

Armia Umarłych Snyder to jedno z wyszukiwań, które zdominowały „filmowy” internet – i świetnie, bo 3 minuty tekstu w zamian za zaoszczędzenie ponad 1,5 h to dobry układ 😉

Kalki i kaleki, czyli bierz co popadnie, byle efektownie połączyć

Dwuznaczność „kalek” w tytule jest zamierzona: z jednej strony kalki fabularne są tu spiętrzone do absurdu, z drugiej ze świecą szukać choć jednej postaci, która nie byłaby emocjonalną kaleką. Dawno nie widziałem filmu, w którym nie ma jakichkolwiek motywacji postaci czy cienia szans na ich prawdopodobieństwo!

Snyder czerpie z czego popadnie i niestety brakuje mu tego czegoś, co ma choćby Tarantino, którego miksy, mimo nagromadzenia ton tandety, mają w sobie coś odświeżającego. Tu wystarczy rzut oka na scenę i możemy z ogromnym prawdopodobieństwem zgadywać, co się za chwilę wydarzy.

Wiem, że dziś jakaś część widowni liczy na prowadzenie za rączkę i czytelne aluzje do tego, co obecne jest na topie, ale Snyder sprowadził to do absurdu, nie dając nic w zamian: ani prawdziwych wybuchów śmiechu, ani emocji, które pozwoliłyby przymknąć na to oko.

Jakieś przykłady? Proszę bardzo!

  • Tysiące fanów Walkind Dead na świecie jarały się na myśl, że tygrys Króla mógłby powrócić jako zombie albo wyobrażało sobie, jak taki stwór mógłby wyglądać. Snyder podaje nam to na tacy, celebrując każde pojawienie się gnijącego kocura i dając mu szansę na poznęcanie się nad ofiarą.
  • Nocny Król – przepraszam, Zeus, na koniu-zombie? Nic trudnego!
  • Paraspołeczeństwo zombiaków? O niebo lepiej Snyder przedstawił to w swoim remake „Świtu żywych trupów”!
  • A może zombie-roboty w kostiumach, bo przecież tak fajnie oglądało się Westworld? Też przewiną się na ekranie.
  • Jest nawet co nieco „obrzydliwej” erotyki: królowa zombie w fikuśnych pantofelkach i rozwianych szatach, ocierająca się z głównym Alfą, wywołuje jednak chyba tylko litościwy uśmieszek.

Jeszcze gorzej jest z głównymi bohaterami: nie znajdziecie tu krzty motywacji czy iluzji życia. Postaci to kalki, ograniczone do podstawowej cechy, którą reprezentują, a jedyne, co je napędza, to pieniądz bądź groteskowe wyobrażenia o swoich winach/przeżyciach, które domagają się katharsis (nie żartuję – to cytat z filmu!).

Widowisko na pół gwizdka, horroru brak, a żarty skończyły się wcześniej

Gdyby jeszcze „Armia umarłych” była solidnym blockbusterem, to pal licho oryginalność. Filmom, które oferują jazdę bez trzymanki przez cały seans możemy duuużo wybaczyć (dość wspomnieć ostatnie przygody Mad Maxa) i właśnie na taki rodzaj kina byłem nastawiony. Sprzyjał temu dynamiczny zwiastun, może niepotrzebnie nawiązujący do kolorystyki mizernych „Ptaków Nocy”, w którym było dużo, szybko i głośno.

Niestety, najnowsze dzieło Snydera trąci z daleka brakami budżetu i nadmiarem zaufania do komputerowych efektów specjalnych, przez co nie ma szans, żeby podczas seansu odczuć choć przez chwilę strach. No właśnie – film o zombie bez cienia grozy? Da się – właśnie Snyderowi należy się pod tym względem palma pierwszeństwa.

To nie koniec listy zarzutów, bo heist movie, czyli film o kompletowaniu ekipy na potrzeby „wielkiego skoku”, jest tu skondensowany do minimum i trwa może ze dwie minuty (!). Tym, co zmotywuje każdego bohatera świata Snydera do działania jest mamona – i tu płynnie przechodzimy do kolejnego akapitu, bo …

Kasa się musi zgadzać, czyli pieniądz w świecie Snydera

Kilkukrotnie parskałem śmiechem oglądając, jak bohater grany przez D. Bautistę kolejnym członkom ekipy oferuje coraz mniejsze pieniądze. Z 50 mln do podziału zaczyna od obietnicy kilku milionów, by skończyć na kwotach liczonych w tysiącach – a i tak dla drugoligowych bohaterów są to sumy nie do pogardzenia.

Jak mówi pilotka, która ma pomóc uciec ekipie z Vegas – za takie pieniądze zrobi wszystko i nie musi znać szczegółów zadania. Co ciekawe, kasa jest motorem także dla postaci stanowiących jedynie tło akcji: już kilka tysięcy dolarów pozwala bowiem drogą łapówki wyrwać się z kwarantanny, którą objęty jest teren wokół miasta kasyn.

Rządzą nami pieniądze, a wbrew pozorom cena wcale nie musi być imponująca – to nauka, jaka wybrzmiewa w finale „Armii umarłych”.

Reasumując:

  • szukasz hitu, który pozwoli Ci spędzić wieczór na świetnej rozrywce?
  • lubisz heist movie i pochłaniasz historie o docieraniu się ekipy działającej poza prawem?
  • jesteś fanem horroru i czekałeś na dobry film o zombie?
  • lubisz gatunkowe mieszanki i groteskowe poczucie humoru?

Uciekaj. W filmie Snydera tego nie znajdziesz.

Szkoda, bo Netfliks potrafi zaskoczyć dobrym filmem (recenzja Elegia dla bidoków), ale chyba sprawdza się tu zasada, że im mniej hałasu przed premierą, tym lepiej dla widza.

2 KOMENTARZE

Skomentuj Halston: recenzja serialu dla fanów Versace! | OffTech Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE