Terrain ahead, pull up: Rogucki/Karaś i singiel „Bezpieczny lot”

No i się doczekaliśmy! Po przedziwnym, ale smakowitym albumie duetu Rogucki/Karaś „Ostatni bastion romantyzmu” w końcu dostajemy nowy singiel!

Rogucki skończył się na Kill’em All?!

Choćby nie wiem jak krzyczeli o końcu Roguca, nie ma o tym mowy. Trudno zaakceptować fakt, że pierwsze płyty Comy, podobnie jak pierwsze albumy Metalliki, są pieśnią przeszłości i nowsze dokonania nie mają nic w wspólnego z tym, za co artystę pokochali najbardziej zagorzali fani. Wszystko płynie i trudno mieć pretensje do artysty, że szuka nowych środków ekspresji, skoro poprzednie wyeksploatował do granic możliwości.

Dawne albumy Comy, solowa, koncepcyjna płyta Roguca o Lokim, kolejna solówka zbierająca stare piosenki autorskie 95-2003 – przecież to perełki o tak potężnym rozrzucie stylistycznym, że w polskich warunkach ze świecą szukać twórców o tak zawiłych drogach.

Kiedyś to były czasy … „Piosenka pisana nocą”

Chociaż… jest tu ciekawa antyanalogia z Niemenem – jak ten ostatni zaczynał karierę z głównym nurtem artystycznym, po czym eksperymentował ze stylami i poszukiwaniem własnego brzmienia (choć raczej nie o brzmienia tu chodziło, a szerzej traktowaną indywidualną ekspresję), tak Roguc zaczynał podziemnie, by z każdym rokiem coraz bliżej grawitować w stronę popkultury.

Z niszowych koncertów na salony największych telewizji, z okładek płyt kupowanych przez zapaleńców do zajawek newsów plotkarskich portali, w końcu – z desek przeglądów piosenki aktorskiej na „deski” przeciętnych seriali… Droga daleka i ciężka, ale jeśli Piotr Rogucki marzył o tym, o czym marzy każdy twórca, to trzeba przyznać – zna go niemal każdy.

Karaś/Rogucki Bezpieczny lot na autopilocie

Pierwsza płyta tego niezwykłego duetu stanowiła duże wydarzenie, do którego trzeba się było odnieść. Ostatni bastion romantyzmu słuchał się świetnie, kusił niejednoznacznymi tekstami, hipnotyzował kapitalnym teledyskiem i był odświeżający dla obu autorów.

Niestety, wszystko to, co stanowiło o sile pierwszego albumu, na najnowszym singlu istnieje jedynie w formie … autoparodii.

A dziś POPłuczyna?

„Bezpieczny lot” jest bezpieczny, ale tylko dla kogoś, kto marzył o piosence mogącej powalczyć o sopockiego słowika. Najbardziej groźne są tu dansingowe dźwięki i przygrywki rodem z sobotniej potańcówki dla kuracjuszy Ciechocinka… Mam wrażenie, że Roguc sprzed kilku lat wplótłby dwa takty z tego kawałka do całego albumu na zasadzie przerywnika z przymrużeniem oka, natomiast dziś wokół sztampowej melodii buduje długą narrację i cały utwór.

Utwór jest dziwną mieszanką współczesnych popowych brzmień z żerowaniem na nostalgii za kiczem lat 80-tych: to najkrótsza recenzja, jaka przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o tym kawałku. Najgorsze jest to, że z jednej strony sam tekst jest mało Rogucowy i zawiera minimalną ilość jego słynnych skojarzeniowych i słownych wygibasów, z drugiej zaś gościnny udział Wieniawy zamienia się we wstawkę, która wręcz trąci sztucznością i nijak nie można pozbyć się wrażenia, że jest dodana na siłę.

Czarę goryczy przepełnia teledysk (oglądacie na własną odpowiedzialność!), groteskowo zapatrzony w sposób przekazywania emocji i obrazów przez Davida Lyncha i łączący to z leniwym rytmem piosenki.

Posłuchać, zapomnieć i mieć nadzieję, że „Bezpieczny lot” nie ma zbyt wiele wspólnego z estetyką kolejnej płyty.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NAJNOWSZE